poniedziałek, 18 lutego 2013

I will

Ten kiosk w centrum miasta nadal stoi w tym samym miejscu i nadal jest kioskiem, mimo iż minęło 20 lat.
Gdy go mijam, myślę tylko o tej niedzieli, gdy wysiadałam z samochodu. Gdzie wtedy jechaliśmy? Nie pamiętam. Pamiętam tylko, jak mama dostrzegła ten kiosk, chwyciła mnie za rękę i stanowczym, niemal misyjnym tonem, powiedziała: chodź.  To był taki moment wychowawczy. Sądzę, że obecność rubryki Mój pierwszy raz w gazecie kupowanej tylko za względu na informacje muzyczne, mocno wstrząsnęło moją rodzicielką. Tego dnia kupiła mi gazetę, którą sama czytała, gdy była w moim, ówczesnym wieku. Bez przesadnej ekscytacji zaczęłam ją czytać po powrocie do domu. I tak się zaczęło.

Co dwa tygodnie wtorkowe popołudnie wyglądało dokładnie tak samo. Po godzinie czternastej, zamiast prosto do domu, szłam prosto do kiosku i kupowałam kolejny numer Filipinki. 

[pamiętam te okładki :)]

I potem najbardziej wygniecione miejsce na moim tapczanie, wygodny dres, koc, kubek herbaty. I byłam tylko ja. Od pierwszej do ostatniej strony czas tylko dla mnie. Celebrowałam te chwile. Zbierałam wszystkie numery. Co piątek, każda z wizyt W i Sz kończyła się tym, że siedziałyśmy w ciszy i przeglądałyśmy wszystkie egzemplarze. Kiedyś na czarnej stronie pojawiły się moje dialogi z tatą. Tak, to była moja gazeta. Bardzo ciężko przeżywałam wszystkie zmiany: od rodzaju papieru i czcionki, po zmianę redaktor naczelnej. Nadszedł taki dzień, że ktoś F wykupił, dał lśniący papier, więcej zdjęć butów i kosmetyków. I moja przygoda się skończyła.
Ileś lat później pojawiło się Zwierciadło. I znów: dres, łóżko, koc, herbata. Chwila tylko dla mnie.

Myślę o tym właśnie teraz, gdy wyciągam kolejny, nowy numer ulubionego czasopisma z torebki. Wyciągam i kładę na stertę poprzednich numerów. Tych nieczytanych od miesięcy, bo nie mam czasu.
I właśnie wtedy się zdenerwowałam. Dlaczego nie mogę znaleźć czasu na coś, co sprawia mi przyjemność?
I postanawiam sobie, że nadszedł czas, by reaktywować swoje małe przyjemności, które sprawiały, że czułam się lepiej ze sobą samą i ze światem.

Powrócą moje poranki i mocna kawa z mlekiem, miodem i kardamonem. Koniecznie z muzyką z dużą ilością szybkich i mocnych gitar. Tak rozpoczęty dzień niesie.
Powrócą moje popołudnia z herbatą, kocem i dobrą lekturą. Takie popołudnia dają ukojenie.
Powrócą moje wieczory przespacerowane miastem, wypite piwem przy barze. Takie wieczory pozwalają usłyszeć siebie.
To wszystko wróci. Wszystkie moje drobne przyjemności.
Wróci też pisanie. To daje mi radość.
Wróci jaśniejsza strona mnie samej. To już najwyższy czas, by zadbać o samą siebie.

6 komentarzy:

  1. Znów czytam u Ciebie moje myśli z wczoraj...

    OdpowiedzUsuń
  2. Filipinkę pamiętam trochę jak przez mgłę; najmocniej czarne strony właśnie. Hmm, może Was nawet czytałam. Zwierciadło czytam z przyjemnością do połowy, potem jest miejsce na psychologiczne, sorry, gnioty, a przez nie nigdy nie umiem przejść. W każdej gazecie tak mam, w większości artykułów.
    Też mam stos gazet, czekają na emeryturę. Taaak...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rzadko zdarza mi się przeczytać od deski do deski. Część odpuszczam, część przestaje mnie interesować w połowie. Ale dla mnie to dobra oznaka - kiedyś czułam się w obowiązku doczytać do końca, teraz czuję się w obowiązku szanować swój czas.

      Usuń
  3. Też czytałam Filipinkę nałogowo:)Do czasu kiedy z niej wyrosłam:)

    Teraz nie czytam żadnych babskich pism. I nie żałuję. Tematyka jakaś płytka się zrobiła. Coraz mniej interesujących artykułów. Tylko moda i uroda. Nawet tematy zdrowia potraktowane komercyjnie i po łepkach. No i te reklamy. Multum reklam.Masakra jakaś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego lubię Zwierciadło, bo na tle wszystkich innych się jednak wyróżnia, choć ostatnio wpadłam w konsternację, gdy okazało się, że w okolicach strony 30 zaczął się tekst a skończyły reklamy.

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger