Zamieszała czarną słomką w kuflu z piwem o smaku imbiru:
- Bo mi się, chyba przez te pieniądze, w głowie poprzewracało. Coraz częściej myślę, że chciałabym się zająć nauką i pisaniem.
Przytakuję. Jeśli się poprzewracało, to nam obu. Jeśli się poprzewracało, to na tyle, by pewne rzeczy wróciły na swoje, właściwe miejsce.
Zmieniłyśmy pracę niemal w tym samym czasie. Niemal w tym samym czasie zaczęłyśmy patrzeć dalej.
Bo gdy doczesnością nie musisz martwić się tak bardzo, jak dawniej, gdy czujesz pod stopami, nawet niewielki, grunt stabilizacji, to możesz i chcesz patrzeć wyżej, szerzej.
Gdyby tak spojrzeć na to wszystko z góry, to obecna praca jest bardziej stresująca, więcej wymagająca, a ja sama zajmuję się poważniejszymi sprawami. Być może powinnam kurczyć się w stelażu obowiązkowości, odpowiedzialności, otulać kocem stresu. A ja, na bosaka, wychodzę każdego dnia poza, z rozpostartymi ramionami, oddechem, lekkością i powietrzem w głowie.
I ciągnie mnie do tego, w czym czuję się najlepiej: analizowania tekstów wszelakich, gdzieś przy ciepłym świetle bibliotek, budowania tez i kreśleniu szybkim ruchem nadgarstka równoważników zdań, z których całą opowieść mogę odczytać tylko ja.
Z nieznaną mi wcześniej stanowczością podejmuję decyzję, o których rozmyślam lat kilkanaście. Nie boję się sięgać, po siebie samą. I tak, chciałabym się zająć nauką i pisaniem. Bo coraz częściej myślę, że teraz to dobry czas. Być może poprzewracało mi się w głowie. Być może, po raz kolejny, dobijam się sama o siebie.
Wypijam ostatni łyk gorzkiego piwa.
I ta gorycz przypomina mi o strachu przed wyjściem z utkanego przez siebie kokonu.
Jeśli to jest ten czas, to czy starczy mi odwagi i czy zdążę złapać go za ogon?
Jeśli to jest ten czas, to czy starczy mi odwagi i czy zdążę złapać go za ogon?
No a kiedy ma być jak nie teraz??? Jak ja żałuję,że nie zaczęłam studiów tłumaczeniowych z niemca i nie uczyłam się tego hiszpana z dziesięć lat wcześniej. Teraz jet mi o wiele ciężej zapamiętać, a jak wiadomo do KAŻDEJ nauki potrzebna jest dobra pamięć.
OdpowiedzUsuńTrzeba tylko mieć na uwadze jedną bardzo ważną rzecz - ucząc się zaocznie, mając równocześnie rodzinę masz o połowę czasu mniej dla dziecka i męża. Dla siebie już prawie wcale. Zacznij teraz, by nie stracić zbyt dużo ze szkolnego okresu małej. To najciekawszy i najbardziej wymagający czasu i uwagi okres w relacjach między dziećmi a rodzicami. Bo potem, to już nie pogadasz sobie z wyrośniętą panną. Oj, nie pogadasz :))))
Jak ja bym chciała móc znowu przeżyć te ich podstawówki i gimnazja, bez pośpiechu i gonieniu za czymś :(
Strasznie tęsknię za ich dzieciństwem:(
Właśnie w kontekście tego wszystkiego, co napisałaś, myślę, że ten rok jest najbardziej odpowiedni, że to może już taki ostatni dzwonek, bo potem będzie zdecydowanie trudniej.
Usuń