Za oknem znów sypie śnieg. Kończy się dziewiąty dzień spędzony z M-ką w domu. Gdy jesteśmy tak długo z M-ką zamknięte w czterech ścianach, to przypominają mi się te zimy spędzone w osadzie. My na podłodze zawalonej zabawkami, z trzaskającym drewnem w piecu w tle, zasypane śniegiem na tym odludziu, z dala od świata, z czasem ustawionym na drugi bieg.
To wszystko wraca teraz, gdy schowana w zabawach z M-ką, w swoich książkach i dźwiękach zbył łatwo i zbyt szybko zapominam, że za oknami naszej kamienicy pędzi jakieś życie. Zamykam się w sobie tak szczelnie, że na każde sygnały z zewnątrz reaguję irytacją podszytą strachem.
Im dłużej to trwa, tym trudniej mi wrócić.
Jest mi bezpiecznie w m-kowym, błogim świecie, gdzie nie muszę konfrontować się z tym, co na zewnątrz. Nie muszę wchodzić w interakcje, z nikim rozmawiać, nie muszę przybierać form, poza moją domową, oswojoną miękkością dresu.
Lubię tą siebie zewnętrzną, tą otwartą, zabawną, mniej lub bardziej ironiczną, z niespodziewanymi atakami szaleństwa, z dobrą energią i spokojem, które przyciągają ludzi. Tylko to jakiś nieznaczny wycinek mnie, którym coraz rzadziej chcę się dzielić. Znów mierzi mnie zgiełk, pęd, tłok.
Coraz częściej tęskno mi do tej mnie wewnętrznie rozedrganej, niedopowiedzianej i nieoczywistej, ukrytej w sobie, w swoim własnym świecie, w moich bezpiecznych granicach.
No tak, powinnaś mieć chyba wolny zawód, ale niektórzy "wolni" szybko dziwaczeją zamykając się bezpiecznie w swoich światach. No i łażą tak latami po domu w tych dresach, nie robią pellingu, nie farbują odrostów, że nie wspomnę o depilacji :)))))
OdpowiedzUsuńZdecydowanie mam predyspozycje do tego, aby zdziczeć i zdziwaczeć :D
Usuń