W kwietniowy poranek czasu letniego, patrzę, jak miękki
powiew wiatru zdmuchuje z czerwonych dachówek bryły Mordoru
warstwy śniegu. Ceglane mury lśnią dobrym blaskiem, nawet z tych
opuszczonych budynków, których jeszcze nie zdążono przejąć i
wyremontować. Czasem, gdy myślę o tym miejscu, o ludziach, których w nim
spotykam, o zadaniach z jakimi się tutaj mierzę, zastanawiam się, czy
tej nazwy nie dałam trochę na wyrost. Czasem, jestem niemal pewna, że określenie jest zbyt łagodne.
Trzeba się przyzwyczaić do tego
wszystkiego, co z nim się wiąże. Po dziedzińcu przechadzają się koty. Leniwie, dostojnie - prawdziwi właściciele tego miejsca. Jednym susem
przez okienko piwniczne, minąć kilka korytarzy, wdrapać się po schodach i
ułożyć na wciąż dającym ciepło grzejniku i nie zważać na panie w
szpilkach i panów w garniturach. Czasem jestem jak te koty właśnie.
Nawet mi ten Mordor nie przeszkadza, choć gorzej wychodzi w porównaniu z białym zamkiem, w którym wciąż jeszcze stoi moje biurko. Trzeba się przyzwyczaić do tego wszystkiego, co się z nim wiąże. Powoli zaczynam się przygotowywać mentalnie do tej przeprowadzki w mury Mordoru. Jednak wciąż wolę to nasze dotychczasowe biuro, gdzie tylko my, choć najczęściej tylko ja i mogłam się czuć tam wtedy - dosłownie - jak pani na zamku. Tu w Mordorze wydzielili nam zaułek, który nazywam zaklętym rewirem, gdzie można się skryć i odłączyć od stukotu szpilek i słuchać mruczenia pręgowanej kotki, która zawsze ociera się o moją lewą łydkę za każdym razem, gdy mnie zobaczy.
Najważniejsze, że są tu koty i z ich obecności cieszę się najbardziej. Lubię na nie
patrzeć, gdy przechadzają się świadome, że są obserwowane, a zachowują
się tak, jakby nie widziały nic poza własną drogą. Bawią się tym pozornie ignorowanym zainteresowaniem. Tak, jak niektórzy ludzie tu.
W Mordorze jest też jeden pies. W ludzkiej skórze. Cerber. Jego trzy głowy śledzą każdy ruch, nosem chce wywęszyć wszystko, jak za kością biega między kanałami, które dostarczą mu informacji na jakiś temat. Cerber jest bezpański. Samozwańczo nadał sobie funkcję najwyższej izby kontroli skupiając się bardziej na czyjejś pracy, niż na swojej własnej. Te trzy głowy szczególnie upodobały sobie mnie. Na początku nie ruszało mnie to wcale, jak pręgowanej kotki nie ruszają zachwyty mijających jej pań i panów. Potem śmieszyło, jak koty śmieszy ludzkie zabieganie o ich uwagę. A potem pomyślałam, że czasem mądrość toruje drogę głupocie, że czasem bycie ponad coś wyrządza więcej szkody niż jasne postawienie sprawy. Bo jeśli nikt nie robi sobie nic ze szwendającego się Cerbera, to w jego trzech głowach rodzi się wizja, że robi dobrze, że jest to słusznie i że tak właśnie powinno być. A jeśli ktoś w końcu na niego tupnie, to nie będzie rozumiał dlaczego i poczuje się, jak zbity pies.
Są takie koty, które na widok psa uciekają z prędkością błyskawicy, jak najwyżej, jak najdalej.
Są też i takie, które omijają go szerokim łukiem, tylko lekko przyspieszając kroku.
Ale są też takie, jak ja, które potrafią wyciągnąć pazury.
Nie byłam niemiła. Byłam spokojna i rzeczowa.
I od paru dni Cerber schował swoje dwie głowy i trzyma się własnej budy.
A ja i koty wciąż czekamy na wiosnę i na pierwszą burzę, która oczyści powietrze.
I jednocześnie informuję (bo według prawa muszę), że na tej stronie są ciasteczka (choć ja ich nigdy nie widziałam).
Tylko jeden Cerber? I do tego spacyfikowany? Licho jakoś ;)
OdpowiedzUsuńKorytarze Mordoru są długie i kręte, kto wie, co jeszcze kryją prócz kotów? ;)
UsuńOk, tekst rozumiem w całości. Tylko jedno słowo wciąż mnie zastanawia od jakiegoś czasu. Co to są te cookies? No jestem debil w tym względzie! (debil - z hiszpańskiego - słaby )
OdpowiedzUsuńCzy pocieszę Cię pisząc, że ja też nie wiem? :) Tzn teoretycznie wiem, ale całego mechanizmu nie rozumiem i, szczerze, zrozumieć nie chcę :D
Usuń