Te puste godziny, wcale nie takie późne. Zwykle, każdego innego dnia, wypełnione po brzegi pędzącymi samochodami, warkotem autobusów wypchanymi ludźmi, drganiem ich myśli, słów.
W piątkowy wieczór zaledwie kilka aut na drodze, ludzie pochyleni w domach nad garnkami z jajkami i łupinami cebul.
Lubię jechać w te puste godziny samochodem, słuchać radia, patrzeć na rozmazujące się światła na poboczach. Gdy jedyna energia, jaką czuję, to moja własna. Gdy zamyka się dzień i jest ten czas pomiędzy, jeszcze niczym nie wypełniony, choć tak bardzo intensywny. I nie ukrywam, że mogłabym tak jechać i jechać w tej dobrej ciszy i niczym niewymuszonej samotności... a ten czas zawieszenia, mógłby się nie kończyć. W każdym bądź razie, nie tak szybko.
Damian Rice lekko potrzaskuje, a na siedzeniu pasażera trzy, małe pączki żółtych tulipanów. Moja deklaracja niemal-dorosłości.
Mam męża i dziecko, trzydzieści i plus lat za sobą, całkiem fajną pracę, rachunki za egzystencję, czasem zatracenie w kieracie, dość ciekawe CV, zobowiązania, a jednak wciąż nie jestem dorosła.
Tak naprawdę, myślę, że chyba do końca, to nigdy nie będę - i dobrze. Jednak do poczucia się choć trochę bardziej dorosłą, brakuje mi wolności w mojej przestrzeni. Wolności w nadaniu jej charakteru, w ułożeniu jajek w koszyku według mojego widzimisię, wypełnieniu lodówki według mojego smaku, szklanek ustawionych wedle mojej estetyki. I wolności w kultywowaniu rodzinnych tradycji, w nieskrępowanym wyznaczaniu własnych.
Nie narzekam na to, co teraz. Bo w większości przypadków bezkolizyjnie krzyżujemy swoje drogi i dobrze czujemy się razem i niezwykle rzadko mam minę Kleopatry i Króla Artura z pewnej reklamy. Jednak coraz tęskniej wpatruję się w tę datę w kalendarzu, gdy bosą stopą będę mogła poczuć mój kawałek podłogi.
W swoim niegdyś wymarzonym domu z przyszłości, w szklanych, przeźroczystych wazonach stoją bukiety ciętych kwiatów. Bladoróżowe, czerwone i białe goździki. Żółte tulipany. Uwielbiam goździki i żółte tulipany. I w tej mojej wymarzonej przyszłości w Wielki Piątek ożywiam żółcią i bladym różem moje przestrzenie. Przystrajam je w wiosnę i razem z M-ką drapię i skrobię czerwone skorupki jajek.
W ten Wielki Piątek, w najdziwniejszych miejscach przy jezdniach, w pobliżu hal targowych, jak na drożdżach wyrosły kwiaciarki z wiadrami pełnymi żółtych tulipanów. Niewiele myśląc zatrzymałam się po trzy, małe pączki. Z kupnem całego bukietu poczekam na dorosłość. W tym większym wymiarze, by prawdziwie poczuć jej zapach i smak.
_______
Życzę Wam szczęśliwych Świąt wypełnionych Waszą, dobrą przestrzenią.
Ależ ładny, wiosenny masz parapet. Ani śladu na nim zimy.
OdpowiedzUsuńI wiosnę czuć. Nawet tutaj, wszędzie.
Pozdrawiam! :)
Właśnie zerknęłam, ten parapet z drugiej strony przyprószony śniegiem :/ Ale dobrze, że przynajmniej wewnątrz wiosna :)
UsuńI co, roztopił się? :)
Usuńnie... jeszcze więcej napadało :(
UsuńBiorąc pod uwagę Twoje kryteria, większość, zdecydowana większość mówi mi, że jestem dorosła, że hej. I chyba jestem. I lubię to, i nie lubię. Jeszcze rok temu umiałam znaleźć w sobie dziecko, teraz się gdzieś zaszyło.
OdpowiedzUsuńJa zdecydowanie nie jestem. Egzystuję sobie w ramach, które w powszechnym mniemaniu wyznaczają bycie dorosłym. Wewnątrz wciąż dzieciak jestem. I tak, jak Ty: i lubię to i nie.
UsuńMarzenia wiedzą, kiedy się spełniać, przestrzeń, kiedy stać się tą naszą absolutnie, a czas, kiedy zrobić swoje... Życzę Ci spójności pragnień z możliwością ich realizacji...
OdpowiedzUsuńDziękuję Kochana i wiesz, że tego samego życzę Tobie :)
Usuń