niedziela, 17 marca 2013

potrzebuję wczoraj

Gromada dzieci biegająca pod moimi nogami i jej oczy, które śmieją się tak samo mocno, jak siedem lat temu, gdy widziałam ją ostatnio. Wpadamy sobie w ramiona i mówimy, jedna przez drugą, orientując się, że tak w zasadzie mimo wielu zmian, zbyt wiele się jednak nie zmieniło. Wokół gwar i krzyk gromady dzieciaków, która interaktywnie odkrywa tajemnice ludzkiego organizmu i całego wszechświata. Znów coś lekko ściska mnie za gardło, na samo wspomnienie niegdyś świadomie odrzuconej pracy z dzieciakami. Zawsze będzie chwytać. Niektóre sprawy mocno zatopione są w krwioobiegu.
Na dobrą sprawę, coraz częściej czuję ten ucisk w gardle, w odniesieniu do innej płaszczyzny, o której opowiadałam podczas kolejnej służbowej kolacji. Zapytana o swoje hobby, bodaj pierwszy raz w życiu, pobawiłam się grą słowną w języku angielskim, mówiąc, że: right now I have a break from writing and even a breakdown. Niby pół żartem, pół serio, a jednak serio i to prawie w całości. Gdy tak sobie siedziałam tuż przy przeszkleniu, z widokiem na rzekę i oświetlony gmach Uniwersytetu, lało się wino, a płatki śniegu kołysały się w rytmie jazzowych standardów wygrywanych na gitarze, pomyślałam, że kiedyś taki obraz zainspirowałby mnie od czubka palca po koniec włosa. Pomyślałam o tych słowach, które pisałam kiedyś i o tym, że chciałabym poczuć choć w połowie, ten flow, który miałam wtedy. Giętko składać zdania niejednoznaczne, kreślić historię między jawą a marą, zostawiać kilkanaście  furtek prowadzących do wielu interpretacji. Tak... brakuje mi mojego niedopowiedzenia. Brakuje mi tej lekkości i swobody w dobieraniu słów, bo teraz nawet napisanie krótkiego maila służbowego nastręcza mi trudności. Co gorsza brakuje mi mojego stylu. Brakuje mi wszystkiego tego, co powodowało, że pisanie było tym, czym było. Tym, co niosło, dawało radość i budowało wewnętrzny świat. Bo coraz rzadziej piszę, kiedy chcę. Coraz częściej w wolnej, wyszarpanej codzienności chwili, która mknie, jak strzała, próbuję odtworzyć emocje, które nawet nie mają czasu, by się osadzić. 

A porządkując dysk, trafiam na to:
"niby nic.

czarno biała fotografia.
bardzo dobra. 
kilka kadrów połączonych w całość, oglądanych na monitorze, przesuwanych myszą.
gołąb_twarz człowieka_kolejna_kot na parapecie.
niby nic.
cała opowieść.
zdjęta rzeczywistość do małego pudełka. wywołana emocją. wywołana w kąpieli fotograficznej.
utrwalona obrazem w pamięci. utrwalona tiosiarczanem sodu na śliskim papierze.
niby nic.
olbrzymie coś.
kawalkada myśli nie tylko o gołębiu, człowieku kocie.
także o niej, o nas, o mnie.
o marzeniach. o postoju i wędrówce. o zapomnieniu i zapadnięciu.
tak... tam, kiedyś aparat, pióro, pędzel.
formy do stworzenia, przetworzenia, odtworzenia. gotowe w głowie. gotowe do włożenia w ramkę i zawieszenia nad łóżkiem.
praca wyobraźni, natchnień, wizji, słów i palców.
jakiś talent.
ponoć.
niećwiczony. zapomniany.
bezpieczniej mówić, że śpi.
i stoję, gdy oni wędrują po wyspach szczęśliwych stworzonych pasją, pracą i zaangażowaniem.
stoję i czuję lekkie drgania i przypływ chceń i natchnień. mrowienie w koniuszkach palców.
przeraża łatwość, z jaką przychodzi mi ich usypianie kolejną kłamliwą kołysanką.
na dnie szafy i pamięci fotografie zwinięte przez starość w rulon, wyblakły tusz na pożółkłych stronach, źle zaimpregnowany pastel sypie się błyszczącą mgiełką dawnych dążeń po podłodze. 
znane nuty z kołysanki, jeszcze chwila i zapomnę. jeszcze chwila i zamknę to wszystko w szufladzie z naklejką: "coś.gdzieś.kiedyś."

resuscytacja i reanimacja zapomnianych_zaniedbanych potrzebna od zaraz"
(owing to a.n.)




Ściska mnie w gardle, że 6 lat temu pisałam tak. A teraz już nie.
Ściska mnie w gardle, że po 6 latach wracam, po raz kolejny, w to samo miejsce.
Tylko mrowienia brak.
Zapomniałam?

8 komentarzy:

  1. Ja swoją szufladę wywietrzyłam. Na niej napis: Nic-tam-nie-ma.
    I jest mi lżej. Naprawdę.
    Wszystko mija, zmienia się i nie może pozostać dla nikogo tym samym, co dawniej.
    Bolało, ale przestało.
    Jak popalone listy i liście.
    Stało się prostsze, domówione, chodzące po ziemi. Jak ja. Teraz. Pisanie wyparła zachłanność na każdą chwilę rejestrowaną w głowie. Nie nadążyłabym z zapisywaniem ich.
    Twojego pisania mi brakuje czasem w skrzynce. Ale to tutaj też musi wystarczyć.
    Wszystko rozumiem.
    Akceptuję.
    Godzę się.
    Przyzwyczajam.

    El



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Capote pisał, że jeśli się przyzwyczajasz, to tak, jakby się po trochu umierało. Nie umiem się z tym nie zgodzić. Mi też brakuje tych skrzynek. Zbyt wielu rzeczy mi brakuje.

      Usuń
    2. Bałam się, nawet przecież pisałam wtedy,że tamta ja umiera we mnie, że już nigdy nie będę sobą. Ale wiesz, nowa ja też jest super. Inie całkiem odmieniona, sobie obca. To tak, jakby dziecko zmieniało szkołę i znajome grono rówieśników, jakby je wyrwać z ukochanego miejsca, poczucie pustki, brak gruntu. Po czym odnajduje się w nowym świecie z nowymi nieodkrytymi wartościami w sobie całkiem szybko, zapominając stratę. Najważniejsze,to nie tracić zasad, uczuć, swojego kręgosłupa. Zmiany wcale nie muszą przekreślać wczoraj,choć już nie ma do niego powrotu, zmiany są dobre, ale docenia się je dopiero jutro. Tymczasem dziś, dziś się liczy najbardziej. Więc może dziś po prostu odpocznij i nie męcz się takimi myślami. Miej tę cierpliwość, o której piszesz dziś, także dla siebie:)

      Usuń
    3. Właśnie dziś (choć to dziś wypadło wczoraj) zastanowiłam się nad tym, co dzieje się teraz. I myślę, że wiem, czemu stało się tak, a nie inaczej. Czemu inna wrażliwość, chłonność i chęć. Nie walczę z tym, to przecież zwykła kolej rzeczy. I chyba właśnie w tym "teraz" znów się zmieniam bez odrywania od zasad, uczuć i kręgosłupa. Transformacje bolą, ale to nie znaczy, że są złe :)

      Usuń
  2. Przeszłaś do innego etapu... Nowego... Za poprzednim zwyczajnie tęsknisz. Bardzo rozumiem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Odpowiem tak, jak mniej więcej moje Szanowne Przedmówczynie. Piszesz inaczej, bo się zmieniasz, bo Twój świat ulega ciągłym zmianom. Ja jeszcze nie mam odwagi siegnąć do szuflad sprzed lat, do tamtego pisania, do tamtego myślenia. Ciągle czekam na ten właściwy moment, bo bardzo chcę. Czy zdążę...?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to wszystko wiem. Co więcej, pamiętam siebie sprzed tych lat i wiem, że tą teraz lubię o wiele bardziej. Może to po prostu taka cena? Choć smutne jest to, że strach przed swoją własną możliwością jest wciąż ten sen.

      p.s. cieszę się, że Ciebie znów tu widzę :)

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger