Jeśli coś jest nienazwane, to tak, jakby tego nie było.
Krąży gdzieś, efemeryczne, nieuchwytne. Czasem trąci o nas przeczuciem, krótkim fleszem, co rozpływa się tak szybko, jak się pojawiło.
Rozrasta się i nadchodzi ten moment, gdy trzeba nazwać.
A, kiedy już się nazwie, to zaczyna przybierać kształt i formę, obrasta konturem, nabiera barwy i znaczenia. Wtedy, to nazwane, staje się nasze. Jesteśmy za nie odpowiedzialni, za to, co z nim zrobimy. W jakim kontekście je ustawimy, jaką interpretację mu nadamy.
Nienazwane staje się słowem.
Słowo jest konkretem.
Może być świadomą myślą, która towarzyszy ci każdego dnia, którą czasem uda się zignorować, zepchnąć na sam dół pamięci. Czasem uaktywni się gestem, mimiką na krótką chwilę, dając znać, że już nie mieści się w nadanej mu strukturze, że musi przejść w inną przestrzeń.
Wypowiedziane słowo zmienia rzeczywistość.
Nadaje jej inny bieg.
Staje się realne.
Biegniesz.
A dlaczego dzisiaj taki mały, taki krótki ten wpis :( chociaż mając w pamięci słowa K.R. za dużo/za długo to rozumiem Cię Kasiu ;) :P
OdpowiedzUsuńNo właśnie z myślą o KR, żeby nie musiała się męczyć ;)
UsuńKrótko, ale filozofia i tak, jak zawsze głęboka.
OdpowiedzUsuńfilozofia z życia wzięta.
UsuńTak właśnie mam, że kiedy dręczy mnie jakiś podskórny lęk, zaczynam drążyć, ustalać co to, z jakiej przyczyny się pojawiło. W końcu to nazywam. I jak w Twojej notce staje się realne. Wtedy zaczynam nad tym pracować...
OdpowiedzUsuńŁadnie to "rozpisałaś" :-)
dobrze jest coś nazwać. to ważny moment. Dziękuję :)
UsuńFakt, werbalizacja tak problemów jak i lęków pomaga nabrać do nich dystansu, bądz znależć rozwiązanie. Uściski wieczorne.
OdpowiedzUsuńRobi się jaśniej i wyostrzają się kontury. Buziaki.
Usuń"The shining almost took me but I made it through that night
OdpowiedzUsuńAnd in the morning like it graced me and I ran for miles"
:)
Usuńbyle z równym oddechem...
OdpowiedzUsuńzadyszki są niewskazane.
Usuń