Mnóstwo kartek powtykanych w książki, zmiętych na dnie torebki, między gazetami i poupychanych w szufladach, które stękają przy wysuwaniu. Na nich urwane zdania, niedokończone opisy, miniaturki, jakieś przemyślenia. Krótkie przebłyski jakiejś fajnej myśli, której nie można zapomnieć lub wentyl bezpieczeństwa, gdy trzeba szybko wybazgrać z siebie wszystko, by nie krzyknąć komuś w oczy o kilka słów za dużo i zbyt mocno. Czasem formy dłuższe, zbyt bolesne i intymne, by wypuścić je w cyberprzestrzeń.
Po jakimś czasie, te zapisane kartki wpadają w ręce (nie)przypadkiem. Dziwią, śmieszą, zaskakują, czasem wstydliwie palą. Niektóre czas wygładza, tracą na swojej sile i już nie bolą. Tak jak te znalezione dziś:
(16.02.2013)
Pamiętam, jak
stałam przed tym starym, ogromnym lustrem. Lat miałam pięć i czarne trampki made in China na stopach, w które usilnie starałam się wpatrywać. Każde moje
spuszczenie głowy, tuż za moim uchem było komentowane syknięciem i silnym
pociągnięciem za coś, co miało stać się końskim ogonem, ku górze.
- Trzymaj
głowę prosto, bo cię nigdy nie uczeszę.
Podnosiłam i
widziałam swoją twarz, kompletnie bez wyrazu, jakąś pustkę w oczach. Obok mnie babcię, która próbowała uczesać moje włosy, z takim zacięciem na
twarzy, jakby była to misja dnia.
A w tle za nami, dokładnie w prawym, górnym rogu
ogromnego lustra, które pokryły drobne plamki rdzy, widziałam ruchomy obraz, jakby ze starego
filmu.
Kilku mężczyzn niosących trumnę. Skąd ja wtedy widziałam, jak wygląda trumna? I na widok tej trumny, wzrok wbity w trampki made in China, syknięcie, pociągnięcie za włosy
Kilku mężczyzn niosących trumnę. Skąd ja wtedy widziałam, jak wygląda trumna? I na widok tej trumny, wzrok wbity w trampki made in China, syknięcie, pociągnięcie za włosy
- ... nigdy
cię nie uczeszę.
Nie chciałam
iść na ten pogrzeb. Pusty dom, w nim tylko ja i babcia. Chciałam w nim zostać i udawać, że cały świat ogranicza się do bordowej kanapy i korony drzewa zamkniętej w okiennej ramie. Miałam być z dala od wszelkich około pogrzebowych zdarzeń, na tyle długo, na ile było to możliwe. Pewnie, by mnie chronić przed
nieuchronnymi niedogodnościami życia.
Chyba wspomniałam babci, że nie chcę tam iść. Fuknęła na mnie, że jak
to, przecież to mój dziadek. I wtedy spytałam (i znów: skąd ta wiedza we mnie?)
- I tak będą
iść z tą trumną na ramionach i nią nieść?
- Tak. -
Odpowiedziała, a ja pomyślałam (dlaczego
tak?), że to bez sensu, że to nic nie daje i nic nie zmienia, tylko przytłacza z każdym krokiem.
Na pogrzebie
włosy miałam rozpuszczone. Trzymałam się z boku. Nie przywitałam z nikim. Chyba nawet do rodziców nie podeszłam. Wpatrywałam się w swoje trampki made in China i w ciemnobrązową trumnę. Kiedy żołnierze wystrzelili w niebo salwy,
rozpłakałam się. Najbardziej chyba ze strachu, choć pomyślałam przez ułamek sekundy o ptakach. Na stypę nie poszłam. Chyba wtedy po raz pierwszy pokazałam swój nonkonformizm i niedostosowanie. I do tego dnia nigdy nie wracałam.
Mija 27 lat i
znów widzę trampki made in China i odbicie nas dwóch w lustrze. Majaczy myśl, że może już niedługo pogrzeb
drugiego dziadka.
Tylko tym
razem, to ja będę czesać babci włosy.
Czego się boisz najbardziej?
OdpowiedzUsuńNie mówię o tym na głos.
UsuńTfu, nie kracz. Może jeszcze nie czas.Uścisków moc.
OdpowiedzUsuńKrakałam tak 3 miesiące temu, to nie był ten czas :)
Usuń