poniedziałek, 30 listopada 2015

poker face

poker face
"Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi się i chowa jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko,
co się ma, tuż przy sobie, możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiuśkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne,
i swoje własne. A potem niech sobie sztormy, ziąb i ciemności przychodzą, kiedy chcą. Niech się tłuką o ściany szukając po omacku wejścia, i tak go nie znajdą, bo wszystko jest zamknięte, a w środku siedzi ten, kto był przezorny, siedzi i śmieje się, zadowolony z ciepła i samotności." 
Tove Jansson


Przyszedł czas zimowy. A ja, jakbym się zbudziła z długiego snu o niczym. Bez powidoków, rozmazanych konturów, wyblakłych kontrastów. Bez tego poczucia, że coś na końcu języka i z tyłu głowy. Po prostu jestem. Tak niezauważalnie, znikam i pojawiam się nie naruszając rzeczywistości, bez drgań, zdziwień i oddechów. Budzę się i patrzę i pytam siebie samą:

Gdzie byłam przez ostatnie 10 lat?

Pomijając to, co w życiu najważniejsze, to co bezsprzeczne, bezdyskusyjne i będące ponad wszelkie wartościowania... nie wiem.

Obrastam szronem i znów korytarze szepczą bajkę o Królowej Śniegu. Tej co wchodzi pod kraciasty koc swoim całym ciałem, które potrafi zwinąć w najmniejszy precel świata, słodkością wina gasi gorycz dni, które ściekają między palcami. Tej, która wyciąga i podaje ręce tym, co po nie sięgają lub zupełnie po omacku szukają punktu zaczepienia. I burzy ten obraz siebie niedoścignionej, osobnej, zaraża radością choć w środku lodowe kolce. Zamarzam. Od środka. Kawałek po kawałku. 

Wysyłam za samą sobą listy gończe. Szukam treści, tej tylko dla siebie, którą chociaż mogłabym ścisnąć w garści. 
Nadal rozdaję szerokie uśmiechy i dobre rady w cztery świata strony. 
Nadal oglądamy serial W porządku. 
Nadal robię dobrą minę do złej gry.

I znów mnie nie ma.
A czas jest bardzo zimowy.




    

niedziela, 15 listopada 2015

save a prayer

save a prayer
Jesteś wciąż taka mała, a jednak już duża. Dumnie nosisz plecak do szkoły i zbierasz zielone kropki, serca i uśmiechnięte słońca od nauczycieli. Wiesz coraz więcej i chcesz  jeszcze więcej wiedzieć. Coraz więcej rozumiesz i budujesz swoją własną interpretację rzeczywistości. 

Czy chcę tego, czy nie, dobiegają do Ciebie skrawki informacji. I choć rozumiesz słowa, to nie rozumiesz tego, co się stało. Mimo różnicy 28 lat między nami, doświadczeń i ogólnej wiedzy, bogatszego słownictwa, ja także nie rozumiem i nie potrafię Ci tego wytłumaczyć, córeczko. 
Jesteś tu tylko 6 lat i jest to zupełnie inne miejsce niż wtedy, gdy usłyszałam Twój pierwszy krzyk.  

Nadal wierzę, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów. Ale czy w najbardziej bezpiecznym? Tej pewności już nie mam. Choć na poziomie rodzic-dziecko zapewniam Ci tyle bezpieczeństwa, ile potrafię, to nie mogę Ci obiecać, że zło nie przyjdzie kiedyś i tu. Choć bardzo bym chciała. 

Mogę Ci natomiast obiecać, że wychowam Cię bez strachu przed światem i ludźmi. Pokażę Ci, że miłość, współczucie, szacunek i empatia mają większą moc niż nienawiść, strach, niewiedza, ignorancja i fanatyzm. Bo ludzi dobrej woli jest więcej. Bo może to właśnie Ty, będziesz ten świat zmieniać. 
Bo za jakiś czas wyrośniesz z My Little Pony, Krainy Lodu i Lego Friends. Pewnie powiesisz nad łóżkiem plakat jakiegoś aktora i polubisz całą sobą jakąś sportową dyscyplinę. I dźwięki jakiegoś zespołu będą dawały Ci radość, i kiedyś będziesz chciała poczuć tą radość live. I nie chcę, abyś się wtedy bała.

_______

Moja przyjaciółka wraz ze swoją siostrą są właśnie w Paryżu. Pojechały na koncert, Na szczęście inny. Na szczęście są bezpieczne. I wierzę, że bezpieczne wrócą do domu. Muszę w to wierzyć. Tak samo jak w to, że nie znienawidzimy siebie, nie zamkniemy w sobie, nie pozwolimy, by rządził nami strach. 







Copyright © 2014 serendipity , Blogger