Napięta jestem, jak struna. Nie tak, aby wydać piękny, perfekcyjny dźwięk, ale tak by pęknąć z hukiem przy najmniejszym dotknięciu.
Początek maja, już w kolejny rok, ma słodko-gorzki smak.
Smak radości, bo w moich ramionach leży cud. Ciało, umysł, dusza. Nowe życie, najwspanialszy mały człowiek - M-ka. To jest największa radość w życiu.
Smak strachu, który towarzyszył przez te pierwsze majowe dni, że coś może pójść bardzo nie tak. Ten lęk który pękł z pierwszym m-kowym krzykiem. Najpiękniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek słyszałam. Lęk, po którym mam uśmiechniętą bliznę po dziecku. I zaskakuje mnie wciąż, że ten niepokój gdzieś tam jest zawsze pod podszewką niewyobrażalnego szczęścia.
A może to takie po prostu matczyne, taka miłość co niesie, nadaje sens wszystkiemu a jednocześnie potrafi sprawiać niewyobrażalny ból i nieść lęk.