wtorek, 28 lipca 2015

mirror, mirror

mirror, mirror
Nie przypuszczałam, że będę aż tak bardzo tęsknić. Aż tak, że będę odczuwać tęsknotę organicznie.

To co zostało, powinno się uprzątnąć od razu. Tak mówią. Im później, tym podobno gorzej.

Każde z nas bierze to, co może mu się przydać, coś co zawsze mu się podobało, coś na pamiątkę. Coś, co wcześniej konkretnie przydzielili.

Najchętniej wzięłabym wszystko. Obrzydliwy termometr pokojowy, figurkę z twarzą Chopina, obrazki wyklejane ze słomy i górniczą lampę. Ten cały kicz, który kojarzy mi się z dzieciństwem. Chcę wziąć jak najwięcej, by jak najwięcej tego wszystkiego zostało wśród nas, by nie trafiło w obce ręce, które nie wyczują pod opuszkami palców tych wszystkich historii, emocji, śladów. Tych "ale po co to kupujesz? przy jakiejś durnostojce, tych dyskusji, jaki abażur pasowałby najlepiej do dywanu, na jaki kolor zmienić tapicerkę fotela i "weź mi zabierz to ohydztwo do drugiego pokoju" na landszafcik.

Zabieram meble z forniru, szał lat 60'tych i serwisy kawowe, szklanki z tamtych czasów.
Reszta patrzy na mnie dziwnie, nie znając wartości. Tylko dla mnie to wszystko jest o wiele cenniejsze niż obecna wartość rynkowa. Bezcenne.

Zachwycam się małymi filiżankami i pękatymi szklankami w kolorze turkusu przypominając sobie, jaka byłam szczęśliwa, gdy babcia pozwalała mi ich dotknąć, musnąć lekko palcem. Jak zazdrościłam dorosłym, że mogą używać tych pięknych kieliszków, dzbanków i talerzyków.
Bo babcia, jak na idealną panią domu przystało, miała w pełni skompletowane serwisy kawowe, zastawy na Boże Narodzenie i Wielkanoc, kieliszki do wszystkich rodzajów alkoholi, z podstawkami pod nie, talerzyki na śledzie, szklane serwetniki i tajemnicze małe miseczki wielkości foremki na muffiny, do tej pory nie wiem na co.

I mam jeszcze coś, co babcia mi przekazała dobrych kilka lat temu. Kryształowe lustro, które wraz z nocnymi szafkami i stołem na 25 osób otrzymali z dziadkiem od jej rodziców.

Lustro, które widziało wiele. Patrzę na nie i wymyślam historię o tym, jak trafiło do naszej rodziny. Jak ktoś je gdzieś dostrzegł i postanowił kupić. Czy pradziadek mówił, że jest zbyt drogie, a prababcia przekonywała, że będzie służyć przez pokolenia? Czy może zostało zrobione na zamówienie, takie ogromne na specjalne życzenie prababci, która drobniutką kobietą była?

Wyobrażam sobie, jak się w nim przeglądała, jak poprawiała przed nim mojej babci i dwójce rodzeństwa płaszczyk i kapelusz, jak dziadek zakładał przed nim swoją wojskową czapkę, a babcia poprawiała sznur szklanych, purpurowych korali przed nocą sylwestrową.  Jak moja mama wygładzała swoją sukienkę, a wujkowie sprawdzali długość pierwszego zarostu, jak ja z R. strzelałyśmy do niego głupie miny, ubierając buty babci na koturnach, jak M-ka odkrywała w nim swoje całe odbicie. Lustro prababci Eleonory.  


Lustro trochę przerobione przez dziadka, dopasowane do przestrzeni mieszkań w bloku. Na tafli widać upływ czasu, nie chcę jej wymieniać. Taka jest idealna. W miejsce koronkowych serwetek, które wkładała w kawałki szybek babcia, włożyłam rysunki M-ki.

Teraz ja zakładam przed nim kolczyki, zakładam czapkę M-ce, która wpatruje się w swoje odbicie rozczesując włosy. Poprawiam sukienkę, uśmiecham się do siebie przed wyjściem z domu i czasem trzaskam sobie selfie.

Wypełniłam swoją nową przestrzeń tym co stare, znane, co było ze mną odkąd tylko pamiętam. Wiem, że podobałoby im się. Zawsze cieszyli się, gdy coś, co należało do nich, mogło się nam przydać. Cieszę się, że to wszystko to jest. Ku pamięci i żywe, bo używane każdego dnia, tak jak kilkadziesiąt lat temu.
W snach mówią mi, że wszystko ma zostać. By nie wyrzucać.
Zostawiam.

Gdy wysuwam szuflady babcinych i dziadkowych mebli na twarzy rozbija mi się zapach babci. Zapach chusteczek, w które zatapiałam twarz, gdy byłam mała.Zapach mojego dzieciństwa.  Mojego świata, który nagle zaczął się kurczyć.
Chciałabym, aby ten zapach został w tych meblach na zawsze. Może dlatego szuflady w większości stoją puste.

czwartek, 2 lipca 2015

proud Mary

proud Mary
"...to tylko podróż jest 
z ciemnych pokoi do ogrodów i ciepłych plaż, 
wysokich gór i palm"

"Ślady" Fisz Emade Tworzywo


Czerwiec miał przyjść i mnie zjeść. Pisałam, że pokąsał jedynie. Zbyt szybko go pochwaliłam. Przeżuł i wypluł. Zawsze bałam się czerwców. Czerwce zawsze miały w sobie coś z ostateczności. 

Ten miał ruchome niepokoje. Śnił mi się dzik. Warchlak owinięty w siatkę jak budynki u Christo. Chodził po mieszkaniu. A potem, już na jawie, znajoma powiedziała mi, że muszę mieć ładny głos, bo wyglądam na śpiewaczkę. Cały czerwiec to paso a paso. Byle się nie potknąć. A na sam koniec zatrzymał się oddech.

W torebce miałam jeden z przywiezionych hiszpańskich wachlarzy, który chciałam Jej dać,
Myślę, że by się Jej spodobał.  

- Spakujcie rzeczy babci - Tak po prostu, tak zwyczajnie, bo w sumie nic innego już nie pozostaje. Jedna torba rzeczy osobistych, które już nie mają znaczeń nadanych im przez właściciela. 

Myślę sobie, że musi być coś więcej. Myślę, że każdą myślą, gestem wypełniamy nasze życie, nadajemy mu znaczeń. Myślę, że ostatnią kropką, klamrą nie może być torba wypełniona drobiazgami i garść dokumentów poświadczających zaistniały fakt w dłoni.

Prawie 80 lat śmiechu, łez, strachu, radości, całego emocjonalnego alfabetu. Masz dzieci, wnuki i prawnuczkę, najukochańsze zdjęcia gdzieś w pudełkach, grzebyki z masą perłową do włosów, sznur bordowych, szklanych korali podbieranych tłustą rączką najstarszej wnuczki. Znasz tysiące historii i masz setki przeczytanych książek. Całe morze wspomnień, pięknych chwil, kilka błędów. Całe życie czymś wypełnione, czymś tętniące.
Po prostu musi być coś więcej.
Choćby tyle, ile pozostaje nas w innych. 

Na sam koniec powinna lecieć jakaś muzyka w tle. Pożegnalna pocztówka dźwiękowa. Powinniśmy odchodzić w dźwiękach swojej ulubionej przewodniej piosenki. 
Może tak właśnie jest i tylko ten, który odchodzi ją słyszy?
Wierzę, że tak.

Nie wiem, jakie dźwięki Jej towarzyszyły. Obawiam się, że mogła być to jedna z ludowych, niemieckich piosenek, które lubiła sobie  czasem słuchać z satelity. 
Ale gdym miała porównać Ją do piosenki, wskazać tą jedną, z którą mi się kojarzy, to słyszę to:


[zbieżność imion zupełnie przypadkowa, o riff i tempo chodzi]

Nie wiem, czy ją znała. Na pewno nie w tym wykonaniu. 
Ale mogłaby mnie zaskoczyć, wszak uwielbiała oglądać ze mną Buffy - postrach wampirów.

Bo moja babcia, w tak wielu aspektach, to jednak torpeda była. 

I widzę, jak dumnie idzie w tym rytmie z hiszpańskim wachlarzem w dłoni. 





Copyright © 2014 serendipity , Blogger