sobota, 16 lutego 2013

apocalyptic love

Pomiędzy pracą a ścieraniem kurzy. Między porannymi korkami, a pomidorami krojonymi na sałatkę. Pomiędzy myciem naczyń, a zebraniami. Między tymi wszystkimi punktami, które łączą się w linię prostą codzienności. Pomiędzy zdarzeniami, które w gruncie rzeczy mają taką samą formę i składają się na nasze życie, zdarzają się takie chwile, które nadają mu smaku, czynią wyjątkowym. Wszystko to, co wychodzi poza ramy prozy życia. Te chwile, o których śpiewał Riedel.
Ta chwila, gdy rozbrzmiewają dźwięki muzyki, która niesie. Kiedy wiesz, że właśnie tu i teraz, spełnia się twoje największe, muzyczne marzenie. Jedno z tych, które leżało w pudełku z adnotacją: this will never happen. A jednak dzieje się. I od tego momentu jeszcze bardziej wierzę we frazes, że wszystko jest możliwe, że wszystko może się zdarzyć. Bo przecież zdarzyło się tak wiele. Wciąż się zdarza i zdarzać będzie.

Oszalałam jakąś dobę przed. Oszczędzę opisów, jak owe szaleństwo wyglądało, powiem jedynie, że wyjątkowo cierpliwych ludzi mam wokół siebie.
Teraz mam depresję pokoncertową. Tym większą, że spełniły się moje wszystkie muzyczne marzenia. Tak naprawdę, nie martwię się tym, aż tak bardzo. Przecież człowiek to wiecznie nienażarte zwierze, które wciąż chce więcej, mocniej, dalej. Na pewno, coś przyjdzie. Choć teraz twierdzę, że żadne inne nie będzie miało takiej siły rażenia, jak to. Bo cóż może się równać z tym, że:



13 komentarzy:

  1. Wszelkie moje muzyczne marzenia jeszcze przede mną. Głównie dlatego, że nie spełniłam jeszcze żadnego z nich. Hmm, może trochę dlatego, że nie przykładam do nich wielkiej wagi. Tak sobie mówię, tak. Klaty Slasha jednak zazdroszczę kapkę.
    Swoją drogą nie ma co mówić nigdy: ufarbowałam włosy na koniakowo i dawno mi tal blisko do blondu nie było. A blondu nie miało być nigdy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To słowo "nigdy" bardzo lubi się mścić, zwłaszcza, gdy jest nadużywane. Zresztą przemknęła mi już myśl: "Jack White, Kid Rock - szykujcie się" ;)

      Usuń
  2. A tak na marginesie, w 2010 widzialam kawalek tylka Dave'a Gahana z DM - na zywo ;-) Spodnie sie zsunely :-D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. :D Na DM jadę w te wakacje do Pragi :)

      Usuń
    2. Na depesze ? :))))No, no!

      Usuń
    3. Też się sobie dziwię ;) To coś z cyklu: poszerzanie swoich horyzontów muzycznych :)

      Usuń
  3. A wyobraź sobie Twój wywiad z nim i jego ekipą, a potem Twój artykuł w jakimś liczącym się piśmie :) Może to byłoby dopiero marzenie życia ?:))))Nigdy nie mów "nigdy" :)))))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ojejku... nie wiem, czy byłabym w stanie przeżyć taki nadmiar szczęścia :)

      Usuń
  4. Mam to samo przed każdym koncertem o jakim marzę :) Mimo upływu czasu czasem jeszcze zacieszam jak mała dziewczynka na myśl, że udało mi się, że widziałam jakiegoś artystę na żywo. Niesamowite wspomnienia! Aż mi się zachciało na jakiś koncert :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na razie pomyślałam, że chciałabym spełnić swoje muzyczne marzenia jeszcze raz - przecież koncert koncertowi nie równy :)

      Usuń
  5. no i zamurowało mnie...

    goła klata Slash'a...a idź... :)))

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger