piątek, 28 czerwca 2013

sick and tired

Kiedy w okolicach godziny trzynastej dopijam już letnią kawę, wlaną rano do termicznego kubka, z rozrzewnieniem wspominam te początki, gdy gorący napój znikał w przeciągu pół godziny.
Tak, był taki mordorowy okres, gdy miałam czas wypić rano kawę. Całą kawę. A nawet dwie.
 
To było też wtedy, gdy dostawałam maksymalnie trzy maile dziennie, na które nawet nie musiałam odpisywać. Bo to były raczej informacje typu: proszę przestawić samochód, jutro nie będzie prądu, oto sylwetki nszych nowych pracowników.
Teraz trzy maile odbieram w przeciągu pięciu minut. Czasem po trzech dniach mam możliwość odpisania na te z kategorii nie aż tak bardzo pilne, aczkolwiek bardzo ważne.
 
Wtedy wychodziłam z pracy lekka z odhaczonym każdym zadaniem. Teraz wychodzę przytłoczona poczuciem winy, że zostawiam rozgrzebanych kilkanaście spraw, których nawet nie zdążyłam wpisać do kalendarza w rubryce do zrobienia.
Wtedy z radością stwierdzałam, że już szesnasta, teraz w panice wymieszanej z niedowierzaniem patrzę na zegarek: Co????? Już szesnasta???
Wtedy pracowałam osiem godzin. Teraz uważam, że osiem godzin to zdecydowanie za mało.
Wtedy cieszyłam się, że mam kilka płaszczyzn tematycznych, na których pracuję. Teraz zastanawiam się, czy one rozmnażają się przez pączkowanie i, co ważniejsze, kiedy przestaną?
Wtedy dostawałam alergii na ASAP wygłaszane niemal w każdym zdaniu. Teraz, choć nadal tego skrótu nie mogę zdzierżyć, to chyba się na nie uodporniłam. Wszystko jest ASAP i wszytko jest w trybie ASAP robione. Nie moja wina, że czasem to ASAP wypada w przyszły wtorek.
 
Bo tu nie chodzi o to, że masz kilka spraw, którymi sobie żonglujesz, szkoląc swoją technikę. To bardziej przypomina żonglerkę, gdzie przy każdym pełnym obrocie wpada kolejna piłka.  A ty stoisz na linie, na jednej stopie. I nie chodzi o to, by żonglować tak, by nie zgubić żadnej piłki. Żonglujesz tak, by szkody były jak najmniejsze.
 
Czasem nadchodzi taki moment, że możesz zwolnić z piątego biegu na czwarty. No to zwolniłam. A mój organizm, wiedząc, że nie musi już być tak bardzo stand by, na pierwszym biegu zjechał na pobocze i powiedział kategorycznie: muszę się zatrzymać. Nie ASAP. Teraz.

Pomyślałam, że przejdę się do lekarza, aby przepisał mi coś odpowiedniego, co by nie rozłożyć się dokumentnie - co w moim przypadku jest dowodem na to, że czasami potrafię zachować się, jak dorosła kobieta i odpowiedzialna matka.
 
Cały stres, przemęczenie, niedosypianie, nadmiar kawy, papierosów i biurowej klimatyzacji, niedobór witamin i chwil swobodnego oddechu wypełnił się na zielono-białym druczku lekarskim zwolnieniem. A raczej zwolnieniem kompromisowym, bo ani na 2 ani 1,5 tygodnia L4 zgodzić się nie dałam.
 
Jakoś tak dziwnie. Mija trzeci dzień, a ja za bardzo nie wiem, co ze sobą zrobić. Zresztą jest czerwiec. C Z E R W I E C. W czerwcu się przecież nie choruje. W czerwcu wije się wianki z koniczyny i zrywa poziomki. Biega w letnich sukienkach po łące i puszcza latawce. Jeździ z dzieckiem na rowerze i zabiera je na kręcone lody. Na wakacje się jeździ, wieczorami przesiaduje się w ogródku piwnym.
Chyba, że jest się chorym i zmęczonym, wtedy pod kocem z gorącą herbatą w dłoni czyta się bzdurne gazety, traci milion komórek mózgowych oglądając nie wymagające refleksji programy, przyjmuje cały zestaw różnokolorowych pastylek, chodzi po domu w polarze i tworzy artystyczną instalację z zasmarkanych chusteczek higienicznych.
 

8 komentarzy:

  1. Ja też chorowałam w czerwcu, spędziłam cały tydzień w łóżku, o losie. ;) Lubię mieć dużo zajęć. Strasznie lubię mieć dużo na głowie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też lubię, choć ostatnio miałam potrzebę, by zwolnić. Zwolniłam i mnie nosi. Ot, paradoks.

      Usuń
  2. Odpoczywaj, każdy moment jest dobry na chwilę oddechu. Oby bez choroby.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Staram się, choć to trudne, ze smutkiem stwierdzam, że chyba nie umiem już odpoczywać :(

      Usuń
  3. Kocham te Twoje porównania i przenośnie... Taka instalacja to nie byle co! Reset mózgu by się przydał i dodatkowy wentylator, co by się zwoje nie przegrzewały. Tylko, że ja z tą kawą mam to samo. I po pójściu do pracy (tak, od caluśkich 30dni łażę do takiej co mnie świdruje przyjemnie ;P) miałam nie popalać wieczorami, bo po co. Palę za to południami i popołudniami... wieczorami, jak mi sił nie zabraknie wyczołgać się na balkon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No Kochana! Gratuluję bardzo mocno :) I bardzo się cieszę :)

      Usuń
  4. Oj kochana. Już nawet nic nie będę mówić. Nie będę komentować, ani dawać dobrych rad. Wracaj do zdrowia. I to jak najprędzej. Bo niedługo lipiec. A podobno ma przynajmniej zacząć się ładnie.
    Buźka - mysz :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na sezon letni planuję unieszkodliwić klimatyzację ;)Dziękuję :*

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger