W górach czuć już jesień. Łąki nie śpiewają już świerszczami. Unoszą się mgły wilgocią parującą ze ściółki i liści drzew.
W schroniskach nie czerpie się już wody do bidonów i nie ma pieczątki, którą możesz wbić do książeczki.
Kolejny, potencjalny koniec świata wypada w dzień, w którym kończą się moje wakacje. Cieszę się, bo to oznacza, że będę miała wakacje do końca świata.
I choć dopiero co wróciłam, to już tęsknię za szlakiem, za ostrym, mroźnym powietrzem, krwią pulsującą w skroniach, za prawdziwą jesienią w górach. Za spokojem i jasnością, które wypełniały mój plecak.
Chcę jeszcze tej jesieni wejść na Odrodzenie i spędzić tam noc. Nie dlatego, że to jakiś wielki wyczyn. Po prostu pięknie tam.
We mnie też czuć już jesień. Pojesienniało mi w głowie i - o paradoksie - pojaśniało jednocześnie.
Kilka prostych, mądrych słów przy ogniu. Drobne gesty, jak przesunięcie palcem po wierzchu dłoni. Prawdziwi przyjaciele są prawdziwi.
Obrażam się trochę i chwilowo na Internet. Zamykam w skorupce, przez którą przedostać mogą się tylko ci najważniesi. Dobrze mi w swoim małym, zamkniętym świecie.
Zwłaszcza jesiennym.
A mi te obrazy nasunęły ten tekst:
OdpowiedzUsuń"Nic nie mam
Zdmuchnęła mnie ta jesień całkiem
Nawet nie wiem
Jak tam sprawy za lasem
Rano wstaję, poemat chwalę
Biorę się za słowo jak za chleb..."
:) jakże odmiennie mi teraz...
UsuńOjej, zazdroszczę Ci! Teraz chce mi się gór. I chyba będę musiała pojechać tam po takim wpisie... ;)
OdpowiedzUsuńMi też się chce, oj bardzo!
UsuńJa też, ja chcę w góry !!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuńPakuj plecak, jedziemy! ;)
Usuń