poniedziałek, 16 marca 2015

readiness is all

Zatrzymałam się za trzecim samochodem, tuż przy wyjeździe z mojego osiedla. M-ka, z tyłu, opowiadała o swoim śnie. Migacz do skrętu w lewo wydawał miarowy dźwięk. Droga, średniego ruchu, na którą miałam wjechać zaczęła się korkować z lewej strony. To za sprawą pani w małym aucie, która chciała skręcić na przedszkolne podwórko. Samochody jadące z naprzeciwka nie zatrzymywały się. Pani w małym aucie nie mogła wjechać przez bramę, my nie mogliśmy się włączyć do ruchu. Mijały kolejne sekundy. Rodzice odwożący dzieci do przedszkola, muszą zatrzymywać się na chodniku, tuż przy tej drodze. I gdzieś tam dalej, ktoś właśnie próbował parkować lub wyjechać, przez co samochody nadjeżdżające z prawej strony zaczęły zwalniać, aż w końcu też się zatrzymały. Byłaby to świetna okazja dla pani w małym aucie, aby skręcić w lewo i wjechać przez przedszkolną bramę - jakieś 20 metrów. Byłaby, gdyby pani w bardzo dużym aucie ignorująca istnienie małych, bocznych uliczek, nie zastawiła wjazdu. Pani w małym aucie, wykonała ruch ciała sugerujący całkowity opad rąk. Wśród odgłosów silników dało się słyszeć jęk zawodu i rozczarowania pozostałych kierowców, którzy liczyli, że pojadą przed siebie. Pani w bardzo dużym aucie w mig zdała sobie sprawę ze swojej nieuwagi i postanowiła naprawić sytuację. Zaczęła cofać kompletnie ignorując sytuację na drodze, którą mogła dostrzec w lusterku umieszczonym tuż nad swoją pełną loków głową.  Gdyby uniosła choć trochę wzrok, zapewne dostrzegłaby za sobą sznur zbliżających się samochodów a zwłaszcza pana w srebrnym aucie. Pan w srebrnym aucie chcąc uniknąć zderzenia z panią w bardzo dużym aucie jednocześnie wcisnął klakson i wjechał na chodnik. O mały włos nie potrącił jadącego po tym chodniku na rowerze 10letniego chłopca. Poprzez niezbyt mądrą decyzję pani w bardzo dużym aucie, pani w małym aucie mogła skręcić i wjechać w swoją upragnioną uliczkę, co też uczyniła. I gdy już prawie przejechała przez przedszkolną bramę, coś walnęło w tył jej małego samochodu. To był rower z 10letnim chłopcem, który mijając pana w srebrnym aucie obejrzał się na niego przez ramię tracąc z wzroku to, co było przed nim. 
Na szczęście - chłopcu nic się nie stało. Pani w bardzo dużym aucie odjechała. Pan w srebrnym aucie spojrzał w moją stronę. Usta miałam zakryte ręką. 
A wszystko to jakaś minuta. I to tuż przed wejściem do przedszkola. 

Jakaś minuta błędnych, nieprzemyślanych decyzji. Mogła kosztować życie i zdrowie.

Ludzka bezmyślność jest okrutna i brutalna. Tak jak patrzenie tylko na to, co przed własnym nosem, nastawienie jedynie na cel, bez analizy środków, bez zwrócenia uwagi na kontekst. Byle do przodu, byle załatwić swoje. Działania ad hoc. Jesteśmy nierozważni, ślepi na innych wokół nas. 

14 komentarzy:

  1. Wiem cos na ten temat. Jedna sekunda i po zyciu.

    OdpowiedzUsuń
  2. I dlatego posiadanie prawa jazdy nie powinno być tak oczywiste. A historie o tym, jak to się egzaminator uwziął i biedny kursant już ósmy raz podchodzi do egzaminu, nie powinny być kwitowane współczującym spojrzeniem. Policja nie powinna skupiać się jedynie na przekraczaniu prędkości. Czekam na działania, które wychwycą też tych przejeżdżających na czerwonym świetle, wyprzedzających na pasach i innych zdolnych, którym "się spieszy".
    A tak na marginesie, to kiedyś, gdy jechałam z mężem motorem, jedna pani zepchnęła nas na krawężnik zmieniając pas ruchu, a kiedy ją dogoniliśmy i zmusiliśmy do zatrzymania, twierdziła, że to niemożliwe, bo "ona nas nie widziała". Jak się nie patrzy w lusterka, to się zazwyczaj nie widzi :/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze uważałam, że oprócz sprawdzania znajomości ruchu drogowego powinno się przejść badania psychologiczne. Swoją drogą, jeśli używasz samochodu prywatnego do celów służbowych, to takie badanie musisz przejść. I co w przypadku, gdy tego egzaminu nie zdajesz? W godzinach pracy nie możesz jeździć samochodem prywatnym w celach służbowych. Ale już po godzinach pracy możesz prowadzić swój samochód. I gdzie tu logika?

      Usuń
  3. Nie da się wszystkiego zauważyć, mieć oczy wszędzie i nawet kiedy dobre chęci są - zdarzają się wypadki. Tutaj - dobrze choć, że nic się nie stało. Trochę strachu, ale taka jedna minuta pewnie jest katalizatorem dla następnych wielu, wielu uważnych minut.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie, że się nie da. A w stresie, w poczuciu presji jeszcze mniej widać.

      Usuń
  4. Powiem coś, co może zostanie okrzyczane z góry na dół - czy rodzice muszą wjeżdżać z dziećmi autem NA podwórko, czy nie da się zatrzymać 100 metrów dalej i przejść na piechotę łapiąc odrobinę powietrza przed pracą/ przedszkolem itp, a przy okazji POROZMAWIAĆ???

    Obrazek z mojego podwórka??? Szkoła, przed nią uliczka, którą mało co jeździ, chodnik przed szkoła ograniczony łańcuchem. Jednokierunkowa, bezpieczna. Po drugiej stronie chodnik i miejsca pod skosem dla aut, parkomat, ale jakby ktoś chciał, sekund parę za darmo też się uda stanąć.
    Zaczyna sie tuż przed ósmą, albo dowolną lekcją w ciągu dnia: Gdyby nie łańcuchy, rodzice wypakowywaliby swoje pociechy NA PARTER szkoły, najlepiej od razu do klasy. Bo wprawdzie są wokół parkingi, także na uliczkach wokół, ale tych pięciu minut rano brak, by pociecha mogła NA NÓŻKACH dojść do skrzyżowania z naszą uliczką jakieś 50 metrów, gdzie ruch jest większy tylko w okolicy dzwonków (można według tych zajeżdżających limuzyn ( i to jakich!) regulować zegarki - ZAWSZE równo z dwonkiem!!!, czyli na ostatnią chwilę), potem tylko sobie dziecina z gracją PRZESKOCZY przez podwójny łańcuch, i ląduje niemal wprost na schodach wejściowych.
    Tyumczasem ustawia się sznurek aut TYCH spóźnionyxh z lekka, a poirytowanych, bo trzeba otworzyć dziecku BAGAŻNIK Z PLECAKIEM , a to chwilę potrwa, tymczasem ktoś się haniebnie guzdrze z odjazdem spod NAJLEPSZEGO W SWIECIE miejsca do parkowania, czyli na ulicy, w miejscu, gdzie tuż z lewej strony stoją zaparkowane auta i nie ma jak ominąć zawaligdrogi.
    Muszę chyba napisać, gdzie trzeba, by biednym rodzicom ułatwić zadanie i znieść te okropne łańcuchy, które tak bardzo nadwyrężają nóżki ich dzieci, zwłąszcza,że jednak niektóre chodzą dookoła, bo nie podnoszą nóżek tak sprawnie, coś jakby gacie w kroku, czy minióweczka przeszkadzała?
    ECH! Ta oświata schodzi na psy!!!!

    Obawiam się, że niedługo wszystkim wyrosną kółka, zamiast nóg, a byle wietrzyk spowoduje epidemię zapalenia płuc, bo przecież jak tak można, no jak tak można KAZAĆ DZIECIOM CHODZIĆ DO SZKOŁY!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Coś jest w tym co piszesz. Pod przedszkole M-ki podjechać nie można. Stoi zakaz wjazdu i o dziwo wszyscy się do niego stosują. Ale te obrazki, o których piszesz są mi tak bardzo dobrze znajome. Akurat w tym przypadku na teren podwórka wjeżdżał chyba pracownik przedszkola (dziecka w aucie było brak). Natomiast rodzice parkują pod przedszkolem, na ulicy bo po prostu nie ma możliwości zaparkowania gdzie indziej. I jest tam zwyczajnie niebezpiecznie, a nawet nie ma znaku, który informowałby o tym, że jest to droga, którą przemieszczają się dzieci. Za każdym razem, gdy tamtędy przejeżdżam odwożąc M-kę do jej przedszkola, dosłownie się wlokę, by nie potrącić dzieci na rowerach, trzymanych za rękę i tych wyciąganych z fotelika. Ale inni gnają przed siebie.

      Usuń
  5. Kilka lat temu wiara w nieśmiertelność Pani z dużego auta pozbawiła życia dwie fantastyczne dziewczyny - Matkę i Córkę. Pani nie okazała skruchy, bo przecież ta wiara nie zawiodła - jej samej nic się nie stało. A dziewczyn tak nam okrutnie brak.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiem, że to był trudny komentarz, ale może choć jedną osobę zastanowi...

      Usuń
    2. Dobrze, że jest. Trzeba mówić o takich sytuacjach głośno, aby dać do myślenia. Tylko zawsze w takich sytuacjach trudno odpowiedzieć coś mądrego, co nie trąciłoby banałem.

      Usuń
    3. Dziękuję za zrozumienie :*

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger