sobota, 25 kwietnia 2015

jet lag

Zamiast w siłowni, całą grupą pod okiem trenera ćwiczy się w parku, tuż obok dzieciaków uczących się dancehalla i par rozłożonych na kocach z mini grillami i winem w małych butelkach. Rowery mkną we wszystkich możliwych kierunkach świata, tulipany rosną dziko, gdzie tylko mogą, a ludzie pijący piwo na łódce płynącej kanałem puszczają My heart will go on. Okna gwarantem transparentności, przejrzystości, ukazują wnętrza, w które chcę się wkomponować. Te ogromne kuchnie w piwnicach, w których chcę usmażyć dwa tuziny placków dla tych ślicznych jasnowłosych dzieci biegających na bosaka pod domu. Te wygodne kanapy, na których chcę przeczytać te wszystkie książki ułożone na regałach i to niepościelone wielkie łóżko, w którym mogłabym się zakopać.
A zastygam na widok oświetlonej jadalni, gdzie przy stole zawalonym prasą, naprzeciw siebie siedzi małżeństwo 60-cio latków i czytają wspólnie gazety. 

Nieznane miasta najlepiej jest odkrywać od samego rana. Widzieć foliowe odciśnięcia nocy na ich chodnikach, słyszeć poranne przeciąganie się odgłosem podnoszonych rolet, odczuwać ich lekkie zaspanie, rozmazanie. Widzieć, jak nabierają koloru, nasycenia, rozpędu. Jak tworzą się kontury i kontrasty.


Wiosna w Utrechcie jest tak piękna, że zamieram w swoim przeżywaniu, odczuwaniu i percepcji.

Z okien pociągu podziwiam typową holenderską wieś, z krowami powolnie żującymi trawę, młodymi jagniętami wylegującymi się na łąkach, ze stodołami zbitych z czerwonych desek i wiatrakami w zagrodach. I nie zdziwiłabym się wcale, gdyby przed jedną z nich pojawiła się Mleczarka z obrazu Vermeera.

Wiosna to czas wzrostu, kwitnięcia, początku. A ja czuję, że coś odchodzi, kończy się, zmienia.
Mój mały zespół nagłej zmiany strefy czasowej dopada mnie na poziomie egzystencjalnym. Orientuję się, że się zmieniam, przetwarzam. Jak wąż zrzuca z siebie skórę, tak jak zrzucam dotychczasową mnie. Ze zdziwieniem strzepuję z ramion dotychczasowe potrzeby, zachowania, cele. Wszystko to, co się już nie sprawdza, z czego wyrosłam niepostrzeżenie, jak M-ka ze swoich spodni.

Przekształcenie. Chwilowo stoję bezczynnie i biernie powalona wiosennością i tym, że wszystko wokół mknie swoim dawnym rytmem. Chwilowo nie wiem nic. Wszystko, co się zdarza, przyjmuję. Wtapia się to we mnie bezgłośnie, bez kontekstu i bez większego znaczenia. Czeka, aż będę wiedziała czy i jak tego użyć.
Gdy w obcym mieście nie wiem, gdzie iść, to idę przed siebie, moja intuicja robi mi za kompas.
Dzisiaj nie bardzo wiem, w którą chcę iść stronę.
Czasami, wiedza jedynie o tym, czego nie chcesz, to całkiem sporo.

Przez te parę dni, gdy byłam gdzie indziej, dolnośląska wiosna rozgościła się w każdym parku i rozłożyła na każdym trawniku.

Mam wrażenie, że przegapiłam coś jeszcze.


12 komentarzy:

  1. Obejrzałam kolaż zdjęciowy i już Cię nie muszę pytać gdzieś sobie poleciała, ptaszyno:)
    Ja jeszcze nigdy nie byłam w Holandii...może kiedyś:) Może kiedyś wrócę do podróżowania... by się nawdychać życia gdzie indziej. A chłonę nowe miejsca dokładnie jak Ty. Tak lubię najbardziej. Szwendać się i obserwować.

    ps. Ciągle coś przegapiamy... i mus przestać się tym dręczyć:)cieszyć tym co nam się jednak uda dojrzeć i doświadczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps2: Rozbrajają mnie Twoje zdjęcia chodnikowe:) Takie same robię, tam gdzie minie nogi poniosą :)

      Usuń
    2. Chciałabym te wszystkie miejsca, w których ostatnio bywam, zobaczyć prywatnie, choć cieszę się, że służbowo jest mi to dane :) Mogłabym tak łazić całymi dniami i fotografować chodniki ;) Cieszę się tym, co jest, bo jest dobre. Coś mi tylko gdzieś tam z tyłu głowy nie daje spokoju... Ściskam :)

      Usuń
  2. Pięknie i kolorowo, tak czyściutko w tej Holandii. Niemniej to chyba najbardziej mi obca kultura, może poza malarstwem, które jest wielkie i holenderką mleczną, co przywędrowała do nas. No i czy mają tam taka wiosnę, jak my?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pięknie i kolorowo, tak czyściutko w tej Holandii. Niemniej to chyba najbardziej mi obca kultura, może poza malarstwem, które jest wielkie i holenderką mleczną, co przywędrowała do nas. No i czy mają tam taka wiosnę, jak my?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nasza wiosna podoba mi się o wiele bardziej, chociaż tamtejszej widziałam jedynie początki. Magnolie są przepiękne, olbrzymie, dorodne :) Śniłam dziś o Was.

      Usuń
    2. No, ciekawa jestem, co tam w tym śnie się działo:))) A ja o Tobie myślałam nie dawniej, jak 2 godziny temu słuchając koncertu Agnieszki Grochowicz z piosenkami Osieckiej, no i jakoś tak mi się pomyślało, że koncert z Kasią jakiś kameralny, ech :))))))

      Usuń
    3. Pełno ludzi miałaś w domu, a my się zwaliliśmy bez uprzedzenia ;) Ogród kwitł jak oszalały a B i C mieli pomarańczowe bezrękawniki i... mówili do mnie ciociu :| ;)

      Usuń
  4. Stale coś gdzieś przegapiamy. Nie da się inaczej. Z czasem oswajamy się z tym faktem bez większego żalu.
    U Ciebie, Katie, jak zawsze świeżo, nastrojowo, klimatycznie. Pozdrawiam :-)
    annajulia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chciałabym przegapić czegoś bardzo ważnego. Choć kto wie? Może już się to stało, tylko jeszcze się nie zorientowałam? Dziękuję i pozdrawiam :)

      Usuń
  5. Zdjęcia są cudowne, jeszcze długo na nie będę patrzyła z zachwytem!
    Co do przegapiania - mam wrażenie, że nawet po fakcie, gdy już do mnie dotrze, że coś się stało, to i tak musi minąć trochę czasu, bym umiała z tego wyciągnąć wniosku. A potem abarot!
    Zapraszam na mój blog: sztukanierozumiana.blogspot.com :)

    Julia

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witaj :) Ja często łapię się na tym, że właśnie wnioski powinnam z czegoś wyciągnąć, ale jakoś nie wyszło ;) Bardzo dziękuję i na pewno Cię odwiedzę. Pozdrawiam :)

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger