niedziela, 18 listopada 2012

come as you are

Zawsze trafi się jakaś Baba. Baba jest tak charakterystyczną osobą, że wystarczy tylko na nią spojrzeć i od razu wiesz, że to Baba.
No i ja taką Babę spotkałam.

Są też demony z przeszłości, ale tym określeniem nie powinno się sugerować.
Demony, które objawiły się po raz pierwszy w przeszłości, wciąż idą z nami, jak wierny przyjaciel i materializują się w różnych momentach życia przybierając przedziwne formy.
Moje dwa demony z przeszłości (matematyk i germanistka), przy których zapominałam o oddychaniu (a wiadomo, że jak nie oddychasz to nie myślisz, więc generalnie to dość kiepska sytuacja była) zmaterializowały się jednocześnie pod postacią owej Baby.

I na krótką chwilę przestałam oddychać. Ale zaraz potem nabrałam głębokiego wdechu i bez zająknięcia wymyśliłam całą tyradę ripost ciętych i inteligentnych, które wygłosiłam w wewnętrznym monologu, rzecz jasna. Na zewnątrz ograniczałam się do monosylab i serwowałam swój najlepszy firmowy uśmiech. Po zamknięciu drzwi zaczęłam się telepać ze stresu, a po pół godzinie byłam zła, by wieczorem wzruszyć na Babę ramionami.

I wtedy jak fleszem po oczach błysnęła mi myśl, że tak szybkie przejście nad tym do porządku dziennego, to nowość.
Zaraz potem uświadomiłam sobie, że poziom stresu, który we mnie się znajduje, ledwo sięga do wysokości kostki u stopy, co już zupełnie, w moim wykonaniu, jest niemożliwe.

Dostaję zaproszenie na piwo i nim jeszcze skończą przekazywać informację, to ja i tak wiem, że moje niedostosowanie społeczne nie wyciągnie mnie z domu.
Ku mojemu zdziwieniu stawiam się w umówionym miejscu i - co jest jeszcze bardziej dziwne - bawię się świetnie. Zupełnie nie odstaję, uczestniczę w rozmowach i rozbawiam towarzystwo.

To nic, że uświadamiam sobie, że niepostrzeżenie przeszłam z fazy, gdzie wszyscy byli starsi do fazy, gdzie wszyscy są młodsi. Moje niewiele_ponad 30+ nic tak naprawdę tu nie znaczy.

To, co przeczuwałam jaki czas temu, zadziało się naprawdę.
Odzyskałam samą siebie.
Odzyskałam swój czas i radość z chwil. Spokój. Swój śmiech i iskrę w spojrzeniu.
Błyskotliwość i ten dar do rozśmieszania nawet krótkim zdaniem.

Nie patrzę na siebie, jak zza węgła przez pryzmat innych.
Dosknale wiem, że mnie polubili i myślą, że jestem fajna.
I nie ma co ukrywać - mają rację.
Nagle zupełnie naturalnie i dokładnie widzę siebie taką, jaką jestem.
I cholernie podoba mi się ten widok.  


4 komentarze:

  1. Najlepsze, co może się przytrafić w życiu, to móc być sobą taką, jaką się lubi,i być za to lubianą :))))
    Oby już zawsze tak normalnie było :)))
    Buziaki i uściski.
    Powodzenia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak myślę sobie, że naprawdę co się stanie i czy zawodowo się tam odnajdę. Chodź wiadomo, że fajnie byłoby, gdyby było dobrze i gdybym ja była dobra. Ale najważniejsze, że odzyskałam, może jeszcze nie pewność siebie, ale świadomość siebie samej. Już nie neguję siebie. Przynajmniej na razie ;)

      Usuń
  2. Zazdroszczę, bo ja mając ponad ...+ nadal zbyt mocno przeżywam nie tylko Baby, ale rózne inne drobne potknięcia. Biorę sobie do serca Twoje spojrzenie na frustracje. Głęboko do serca. Paczucha.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wiem skąd to wynika i czy to tak na stałe, czy tylko przejściowo. Czy powody tego dystansu są pozytywne czy też nie? Nie wiem. Ale czasem mnie to zastanawia. Wiem, że nie chcę się już frustrować, bo to wyniszcza.

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger