niedziela, 21 kwietnia 2013

załoga g.

W najcieplejszy, niemal letni, dzień w tygodniu wyłączam silnik tuż przed bramą kamienicy. Na tylnym siedzeniu, pewnie z gorąca, M-ka zapadła w sen. Siedzę chwilę wdychając zapach ciepłych murów i czuję, jak stres i zmęczenie wolno rozpływają się po moich mięśniach.
Mam happy deadlines i happy pills  (żeby nie było wątpliwości: magnez i potas, które doszczętnie z siebie wypłukałam) i wielką ochotę ucieknięcia, gdzie pieprz rośnie.
Przed maską samochodu przejeżdża chłopak na rowerze, za nim biegnie gromada dzieciaków z piłką.
W taki dzień, gdybym wróciła ze szkoły, też rzuciłabym plecak w kąt i wybiegła na podwórko.

I nagle, myślę sobie, że naprawdę niewiele mi trzeba, by rzucić swoją torebkę w korytarzu i pójść na trzepak. Chciałabym wisieć na nim głową w dół i opuszkami palców dotykać ziemi, przerzucać kamyki. W piaskownicy przesypywać piasek między palcami, a potem rozłożyć się na łące, łapać słońce w dłoń i przyglądać się chmurom. Może bym nawet poskakała chwilę w kabel, zakręciła z taką perfekcją hula hopem na szyi, jak kiedyś i najgłośniej ze wszystkich krzyczała: ziemia parzy!

Brakuje mi tej beztroski, tego nadmiaru energii i vibovitu zlizywanego prosto z brudnej dłoni.
Tak od czasu do czasu. Chociaż.

M-ka się przebudza i myślę sobie, że chciałabym, aby jej dzieciństwo trwało jak najdłużej. A bardziej jeszcze pragnę, by zachowała, tak jak ja, dziecięcą radość. By dzięki niej, gdzieś tam na dnie, mogła się cieszyć, nawet jeśli nie będzie jej do śmiechu.

Rzucam torebkę w korytarzu, zsuwam pantofle ze stóp, padam ze zmęczenia. Czuję, jak źrenice rozszerza mi chochlik. Mijam szybkim susem M-kę, która odkłada swoje buty na półkę i klepię ją lekko po ramieniu krzycząc: berek! M-ka ze śmiechem biegnie za mną do pokoju. Wołam: ziemia parzy! I już po chwili obie, trzymając się za ręce, skaczemy po niepościelonym łóżku.

A jak trochę podrośnie, to nauczę ją, jak się na trzepaku robi fikołki z przekładańcem.


   

4 komentarze:

  1. Czadowo mieć taką mamę. Ja miałam tą bez dziecka w środku. Do czasu nie rozumiałam, miałam pretensje, że taka jest. Teraz wiem. I jakby trochę żal mi jej, że nie mogła być taka czadowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasami myślę, że może dla M-ki lepiej byłoby, gdybym tego swojego wewnętrznego dziecka nie uzewnętrzniała tak często, gdybym nie była aż tak bardzo skrajna. Ale byłyśmy wczoraj na trzepaku. Ja kręciłam fikołki a M-ka stała obok i się śmiała. Egocentrycznie myślę sobie, że bardzo chciałabym, aby myślała o mnie, że jestem czadową mamą.

      Usuń
  2. Ech...akrobacje na trzepaku:) Uwielbiałam to:)
    Szkoda,że teraz nie mogę sobie powisieć głową w dół:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja w niedzielę będąc w rodzinnym domu poszłam na trzepak, na którym spędziłam dzieciństwo o kilka fikołków sobie fiknęłam :)

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger