M-ka wpadła do pokoju, rzuciła pluszową mysz na łóżko, przypadkowo kopnęła w plastikowego bakłażana i zanurkowała w pudełku z 1001 swoich skarbów. Wyciągnęła telefon zabawkę i z poważną miną rzekła:
- Wiesz, teraz muszę zadzwonić do Tygryska i do Prosiaczka, a potem będę załatwiać różne sprawy.
Obróciła się na pięcie, a ja kiwnęłam ze zrozumieniem zdziwioną głową.
Wieczorem zwinięta na moich kolanach jak kot, ziewając co chwilę, powiedziała:
- Wiesz mamo, ja już chcę być duża.
Tak. W jej wieku, przez jakiś moment, też chciałam. Chciałam być duża, mieć mnóstwo spraw do załatwienia, długie listy zakupów i torebkę wypchaną po brzegi najróżniejszymi rzeczami.
Teraz chciałabym mieć głowę wolną od wszelkich list i spraw do załatwienia (zazwyczaj na wczoraj) a wychodząc z domu móc zmieścić wszystko, co potrzebne, w tylnej kieszeni wytartych dżinsów. Chciałabym przeczytać najbardziej naiwny horoskop i w niego uwierzyć. Dowartościować się psychotestem z durnej gazety i oglądnąć film o pięknych ludziach, którym nie psują się samochody a włosy zawsze układają się idealnie.
Niczym stara, surowa guwernantka dorosłość odsłoniła przede mną swą kolejną twarz, która nie nosi bruzd po głośnym śmiechu i nie pozwala malować palcem po podłodze. Zapięta pod szyją twardym guzikiem powinności, linijką oczekiwań odmierza niełaskawy czas. Szkłem okularów wyłapie każdy szczegół niesubordynacji. I wystawi rachunek.
A ja gram jej na nosie, w kącie, w którym stoję za swój krnąbrny charakter.
Są miejsca, w których po prostu trzeba być i są rzeczy, które po prostu musisz zrobić. Ale to jeszcze nie boli tak bardzo. Najgorsze przychodzi wtedy, gdy uświadomisz sobie, że to wcale nie mija. Narastająca kula, z której wciąż odklejasz warstwy. Nie po to, aby zniknęła, ale po to, by nie pochłonęła cię do reszty. Bo możesz płatać guwernantce figle, podrzucać jej zdechłe żaby pod nogi i kłaść pinezki na jej fotelu. Możesz pokornie spuścić głowę i pozwolić jej zgasić w sobie dziecięcą radość i młodzieńcze szaleństwo. I, w końcu, możesz robić to, co do ciebie należy, od czasu do czasu wymykając się jej nakazom, grając na nosie wszelkim zadaniom, zbierając kasztany w godzinach pracy. Odpuścić sobie i innym, brać sprawy takimi, jakimi są, krok po kroku robić to, co trzeba nie rozpraszając myśli na wszystkie strony świata. Cieszyć się z prostych rzeczy i wierzyć, że pod gorsetem surowości dorosłość ma w sobie coś z dziecka, które radośnie rzuca się w parku kolorowymi liśćmi.
M-ka śni o tym, że jest duża. Kot śni o wszystkim, co kocie. Księżyc zagląda mi w okno. Znów nie zdążyłam pójść wcześniej spać.
Nie szukam horoskopów ani psychotestów, które poprawią mi humor. Otwieram piwo, wrzucam płytę do odtwarzacza i w kółko słucham utworu numer 4.
I choćby nie wiem, jak wielka kula toczyła się w moim kierunku, jak bardzo nieprzychylny będzie wzrok guwernantki, to będę zawsze biec za tą zwykłą radością z wszystkiego i niczego, która po prostu we mnie jest.
I jest to gruntownie przemyślana, prawdziwie dorosła decyzja.
Gdy okazuje się ze 4 to więcej niż 28 - należy zasiąść do wódki. Najlepiej jeszcze dziś.
OdpowiedzUsuńJak to mówią: każdy powód jest dobry.
UsuńKatie... dziecko w Tobie nigdy nie umrze.Zawsze będziesz grała na nosie surowej dorosłości, chociaż czasami mus jest jej się podporządkować:) Już taka jesteś...niepokorna:) I to jest jedna z tych cech, za które Cię tak bardzo lubię. Pasjami:)
OdpowiedzUsuńZapomniałam napisać, że uwielbiam piosenkę, którą zapodałaś:)
Usuńoraz nie tylko utwór czwarty ale niemal całą płytę Lightning Bolt" Pearl Jam:)
UsuńOj, dziękuję, kochana :) Wiesz, im bardziej świat zewnętrzny próbuje wybić ze mnie tego dzieciaka, tym bardziej się zapieram, by go chronić.
UsuńA cała płyta wbiła mnie w fotel :)
Te Guwernantki zawsze takie nieszczęśliwe były... takie smutne, a w gruncie rzeczy okazywały się być dobrymi duszami. W końcu ta, która Ciebie próbuje zdyscyplinować okaże ludzką twarz... I moja też mam nadzieję...
OdpowiedzUsuńPrędzej czy później, wewnętrzne dziecko zawsze upomni się o swoje. Nawet te siedzące w guwernantce.
Usuń