Im było bliżej, tym częściej pytali: ale co ty zrobisz?
Oczywiście mieli na myśli: jak sobie poradzę, czy najpierw zrobię podłogi czy ściany, czy położę kafle podłogowe w kuchni i czy będę chciała mieć podwieszany sufit?
Udzielałam grzecznych odpowiedzi, w miarę rozsądnych i logicznych - aczkolwiek w żaden sposób zobowiązujących i jednoznacznych, mając z tyłu głowy gotową odpowiedź, którą (w związku z jakąś lekką potrzebą dbania o swoja opinię) zachowałam dla siebie.
Bo doskonale wiedziałam, co zrobię, gdy odbiorę mieszkanie: ściągnę buty, ściągnę skarpetki/rajstopy i przejdę się na bosaka po S W O J E J podłodze.
Co też, rzecz jasna, uczyniłam.
A potem siadłam z tymi bosymi stopami, na tej swojej podłodze, której kolor jest wprost nie-do-przyjęcia i zadałam sobie pytanie: Katie, do jasnej cholery, co ty zrobisz? W sensie: jak ty sobie poradzisz, czy najpierw zrobisz podłogi czy ściany i jaki ma być ich kolor, czy będziesz się bawić w podwieszane sufity, czy postawisz kuchenkę tak, jak Ci zasugerowano i czy może jednak się przełamiesz i zainwestujesz w zasłony?
Od momentu wejścia do mieszkania, do jakiś 24h później moja koncepcja tego co, jak, gdzie, kiedy zrobię zmieniała się z częstotliwością jednej koncepcji na minutę i bezsensownego pomysłu na godzinę. Wymieniałam podłogi i malowałam ściany na wszystkie możliwe barwy, które oczywiście nie są nazwami kolorów, tylko pustynnych piasków, nadmorskich fal i sierpniowych poranków. Wieszałam zasłony i montowałam rolety, dorabiałam półki i wstawiałam prysznic. Znalazłam - co najmniej - pięć idealnych miejsc dla lodówki (żadne nie było w kuchni), przenosiłam kaloryfery i podcinałam drzwi oraz kupiłam kilka regałów na książki, ale i tak było ich za mało. W kilka godzin, mentalnie, zrobiłam kilka porządnych remontów i metamorfoz wnętrz. W efekcie stwierdziłam, że nie zrobię nic, rozbolała mnie głowa i poszłam kupić kwiaty (bo sobie wymyśliłam, że chcę kupić pierwsze kwiaty do mojego domu, bo jest to ważne i na pewno ważniejsze niż to, że nie mam prądu).
I do tych kwiatów dostałam cudny wazon (choć nie wiem, czy to wazon) taki idealny, właśnie taki, jaki do mojego mieszkania i tych pierwszych w nich kwiatów miał być. Ściągnęłam buty, ściągnęłam skarpetki. Leżałam na podłodze z zamkniętymi oczami i myślałam, że ten jej kolor jest teraz absolutnie nieważny. Tak, jak kolor ścian i czas, w którym kupię meble do kuchni. I już nie burzę się na ciocie ja wiem lepiej i wujków dobra rada, nie irytuję na te dziewięć ręczników odłożonych przez babcię wraz z zestawem z arcorocu i dwoma kuchennymi półkami, które na-pewno-bardzo-mi-się-przydadzą. I cieszę się, że jedynym kuchennym meblem będzie pierwszy stół moich rodzicieli, ten, który na nogach ma moje rysunki zrobione czerwoną kredką.
Na razie jest tam tak bardzo jasno. Pachnie nowością i obietnicą. I rosną mi brzozy pod oknem, tak, jak pod oknem rodzinnego domu. A ja lubię brzozy. To dobry znak.
I myślę sobie, że nim sprowadzę się tam cała, a nie po kawałku, to będę tam przychodzić tak po prostu posiedzieć. Pooddychać. Pocieszyć się swoim miejscem na ziemi. Nim zacznę oswajać i zapełniać przestrzeń naszymi znaczeniami.
Tak, cieszę się.
Co zrobię?
Będę cieszyć się nadal.
Nie wierzę, że się po prostu przeszłaś, jestem pewna, że przegalopowałaś w podskokach :)))))
OdpowiedzUsuńI to bardzo miłe z Twojej strony, że przyniosłaś swemu mieszkaniu kwiaty na pierwsze (wasze własne) spotkanie :)
Nic więcej nie powiem.
Siądę obok i sobie powyobrażam, co czułaś tych pierwszych chwilach z kluczem w dłoni :))))
I choć sama czułam to już nie raz, wciąż innym zazdroszczę tego bicia serca i nowego zapachu obezwładniającego od progu, jak miłość od pierwszego wejrzenia, choć przecież przeczuwana, wyczekana, wyśniona.
BUZIAKI!!!!
:)))) jak Ty dobrze mnie znasz :) Przez większość czasu byłam chyba jednak oszołomiona, nawet wręcz przytłoczona. Już chciało się po tej podłodze biegać, przywitać z każdą ścianą, czule uśmiechnąć do jakiś niedociągnięć, a tu jeszcze to podpisać, tan zajrzeć, tu posłuchać... Już rwę się tam cała.
UsuńA dla Ciebie mam całą fotograficzną dokumentację i mail w głowie, którego nie mam jak napisać, bo chwilowo układam w głowie kafelki.
Co pięć minut inaczej ;)