sobota, 21 lutego 2015

bieg

Od dwóch tygodni mam katar i znów przypomina sobie o mnie moja blizna, bo ja o niej zapomniałam. Nastrój mam paskudny. Jestem jak dwóch starych tetryków w jednym ciele trzydziestoparolatki. Słucham instrumentalnych piosenek, bo każdy natłok słów mnie drażni. Tak, jak ten katar. W jakimś irracjonalnej szarpaninie nie_wiadomo_z_czym myślę, że może moje walające się wszędzie włosy powinnam widzieć tylko ja, tak jak łzy bezsilności i ataki paniki, gdy coś jest choć odrobinę większe niż mój introwertyzm i kurczowo trzymać się myśli, że tylko ja wiem, jak odłożyć łyżeczkę, bo tak - ma to dla mnie znaczenie. 

Znów chcę być taka, jak bohaterki moich ulubionych seriali. Twarda, w środku delikatna. Konkretna, doskonała w swoich fachu i z wykończoną kuchnią. 
I znów pozwalam innym nabierać się na mój scenariusz i prowadzenie postaci. 
Nie bardzo leży mi ta rola. 
W domu chciałabym tylko wrzucać stopy w swoje miękkie kapcie z najbardziej uroczymi kokardkami. Napić się lampki wina bądź nie. Oprzeć się wygodnie o ramię. Być. 

Zaczynam się frustrować powierzchownością, snobizmem, pustymi relacjami, iluzjami, jakąś bezcelowością wypowiadanych zdań przez innych i tym, że przez to wszystko nie czuję pełnej satysfakcji. I, owszem, jestem świadoma, ile mam. Nie trzeba mi o tym przypominać podczas pseudo motywujących pogadanek. 

To i tak tylko kwestia ustawienia się w odpowiedniej kolejce. Nic to nie zmienia, bo zawsze będzie milion osób mających gorzej niż ja i tyle samo pocieszających się, że mają lepiej ode mnie. A i tak każdy z nas ma po prostu inaczej. Pocieszanie się tym, że ktoś ma gorzej, jest po prostu słabe. 
W życiu musi chodzić o coś więcej, niż o świadomość, że ma się lepiej.
W życiu na pewno chodzi o coś więcej.

Po raz pierwszy wypełniam wniosek urlopowy na odpieprzenie się ode mnie. Gdybym była jedną z moich ulubionych bohaterek, to pewnie wsiadłabym w samochód i pojechała nad morze. 
Chcę pojechać nad morze.

W tym całym emocjonalno-zdarzeniowym zagmatwaniu zdarzyło się coś dobrego. 
Coś kompletnie irracjonalnego i niespodziewanego. 
W pierwszym odruchu zaparłam się mentalnie rękoma i nogami. W drugim, wyściubiłam nos. 
Można się kryć w tym, że inni mają lepiej/gorzej. 
Otulić do snu tak dobrze znanymi lękami, demonami, kompleksami. 
Ale można też wystawić je na światło dziennie. 
To trudniejsze. 

Czas na trzeci odruch i lekcje do odrobienia.




3 komentarze:

  1. Mysle, ze to taki czas przesilenia zimowego, ze to zaraz wraz z wiosna minie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Kto wsiadł w samochód i pojechał nad morze? W ciemno prawie noc był taki motyw, ale pewnie nie o to Ci chodziło :)

    cat.project

    OdpowiedzUsuń
  3. Czytałam ale zupełnie nie pamiętam, że tam ktoś nad morze jechał ;) Zbieżność całkiem przypadkowa :)

    OdpowiedzUsuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger