Że piłka jest okrągła a bramki są dwie, to wiem.
Wiem też, że w jednej drużynie jest 11 graczy w tym jeden stoi na bramce.
Wiem, że są rzuty rożne i wolne.
Wiem, że głośne są wuwuzele.
Wiem nawet, co to jest spalony.
Aczkolwiek to ostatnie, nigdy nie zostało udowodnione, ponieważ za każdym razem, gdy próbuję powiedzieć, co to jest, to płeć męska macha z lekceważeniem ręką i nie daje mi dokończyć, bo niby nie wiem.
Oczywiście, że wiem. Po prostu tłumaczę to z kobiecej perspektywy.
Euro zaczęło mi działać na nerwy jakieś trzy tygodnie temu. Głównie ze względów logistycznych i organizacyjnych. Bo tak się składa, że mieszkam (poza tym, że pod) w jednym z miast, w którym odbywają się mecze. Bo tak się składa, że strefę kibica widzę z pracowniczego okna. Bo tak się składa, że drogą w stronę stadionu jeżdżę. Bo tak się składa, że Rodziciele mieszkają nieopodal stadionu - w związku z tym, nie muszą mieć podczas transmisji meczu włączonego dźwięku w tv. Bo cokolwiek kupuję w sklepie, to na opakowaniu musi mieć grafikę nawiązującą do piłki nożnej. Nie ważne, czy to piwo, gacie czy żelki. Bo każda reklama musi mieć nawiązanie do Euro - nawet reklama pieluszek. Bo wszystko jest teraz kibica: flaczki, masło, chleb, karkówka i tampony pewnie też. Powyżej uszu miałam to wszystko. Tak á propos - na uszy można zakupić kolczyki w barwach narodowych wszystkich grających drużyn! Po prostu wypas!
Potem - zupełnie nieświadomie - poszłam do Rynku, gdzie szykowano strefę kibica. Wtedy umarłam za zawał. Ze strachu. Że się nawzajem ci kibice staranują i Rynek zrujnują.
A potem to już było mi wszystko jedno. To tylko jeden miesiąc.
Wzięłam się w garść i stwierdziłam, że jakoś to przetrwam. Te zmiany organizacji ruchu, korki, brak miejsc parkingowych w centrum (choć i bez Euro to mam), mogę PKSem do racy jeździć, nie ma problemu. Do Rynku chodzić nie muszę, Rodzicieli mogę odciążyć swoim towarzystwem i ich nie odwiedzać.
Generalnie w piłkoszał, jak namawiał mnie jeden z billoboardów, nie wpadłam. Nie kupiłam ubranek na lusterka samochodowe, czapek na głowę i zdecydowałam się na piwa bez flag. Ale nie będę się z tego ani śmiać ani tego krytykować, bo według mnie to fajnie, że ludzie się cieszą, głębszej ideologii się w tym nie doszukuję.
W malkontenctwo też nie wpadłam i nie marudzę, że po co nam to Euro, że to bez sensu, niepotrzebne. Bo dzięki Euro wyremontowali kilka dróg w mieście, bo odnowili dworzec tak, że aż dech zapiera, bo mamy stadion (no ok, najbrzydszy ze wszystkich ale mamy), bo zrobili obwodnicę, która w strategii rozwoju zapisana była do realizacji na 2020 rok. I nawet to, że panowie na A4 biegali z wiaderkami białej farby malując słupy nie było dla mnie malowaniem trawników na przyjazd pierwszego sekretarza. Bo jak do mnie goście mają przyjść, to też sprzątam w domu.
I choć umieszczenie strefy kibica w Rynku to dla mnie jakaś masakra, choć do wielu rzeczy można się przyczepić, to ja się nawet cieszę. Pomiędzy przymusem bezrefleksyjnego cieszenia się ze wszystkiego co Euro ze sobą niesie a jadowi wylewanemu na każda decyzję, inwestycję i rozwiązanie siadłam sobie po środku i majtam nogami.
Ja już nawet przyjęłam do wiadomości, że jeśli będę chciała sobie w ciągu tego miesiąca coś w tv oglądnąć, to muszę kupić nowy telewizor. Z góry wybaczyłam wszelkie krzyki, wrzaski, przekleństwa. Zaakceptowałam fakt, że mojego męża pod względem ekspresji będzie pełno w domu, a jakoby nie będzie go wcale. Zaakceptowałam to, że będę musiała z uśmiechem i pełnym zrozumieniem i zainteresowaniem wypisanym na twarzy kiwać głową i przytakiwać na wszelkie piłkarskie newsy.
Zgodziłam się nawet wziąć udział w domowym typowaniu wyników - oczywiście równie dobrze zwycięskie drużyny mogłaby wskazywać M-ka albo nasz kot, mamy bowiem taki sam poziom wiedzy na temat poziomu gry drużyn. Jestem bowiem na etapie, że w drużynie Niemiec na bramce stoi Köpke, że w holenderskiej gra Davids, a Owen jest nadal złotym dzieckiem brytyjskiej piłki nożnej. Już i tak za wielkie osiągnięcie uważam fakt, że zapamiętałam, kto jest w naszej grupie (ja chyba nawet ogarniam wszystkie drużyny na Euro) i że się nie zdziwiłam: a dlaczego Brazylia nie gra?
Mogę się nie znać. Mogę ze strachu przed dzikim tłumem w dniu otwarcia Euro wziąć urlop. Mogę nie rozumieć, co tylu ludzi widzi emocjonującego w piłce nożnej. Mogę nie rozumieć, dlaczego uznaje się ja za nasz sport narodowy. Mogę głosić wyższość koszykówki i siatkówki nad piłką nożną. Mogę nawet nie wiedzieć co to spalony. Mogę...
A i tak, jak przychodzi co do czego - nieważne, jakie to mistrzostwa i gdzie - będę siedzieć jak na szpilkach przed telewizorem, będę obstawiać z wypiekami na twarzy wyniki, będę wysyłać Kubika do sklepu po piwo, będę krzyczeć, że jaki spalony?! i gdzie podajesz baranie?! I będę spisywać teksty komentatorów i będę krzyczeć Go! Go! England i pytać, kto w jakich kolorach gra i na jaką bramkę.
No będę. Bo niezależnie od tego, jak bardzo głęboko mam piłkę nożną, jak bardzo się na niej nie znam na dzień przed mistrzostwami w piłkoszał wpadam i jestem głodna spektakularnych goli.
I tym razem też wpadłam. Do tego stopnia, że post ten piszę na raty - pomiędzy meczami a do M-ki dziś rzekłam:
- Szybciej kochanie, bo mama chce na mecz zdążyć. - dodam, że Kubik dziś do późnego wieczora jest w pracy więc N I E M U S Z Ę meczu oglądać.
Wpadłam. Choć tym razem bez wieszania plakatu z Davidem Beckchamem na drzwiach i bez Nuno Gomesa na pulpicie komputera jak zawsze.
I nie dlatego, że wyrosłam.
Po prostu plakat gdzieś posiałam a w tym tygodniu kolej Kubika na wybór tapety.
No matulu kochana... a ja myślałam,że Ciebie to na bank piłkoszał ominie. Ja pozostałam niezarażona bakcylem piłki kopanej:)No dobra, będę oglądać TYLKO jak będą grali NASI...A EURO mi bokiem wychodzi już od jakiegoś czasu.:)Dzisiaj definitywnie pożegnałam się z telepudłem na miesiąc. I bardzo dobrze, tylko co z tego skoro kibice i w tv i w realu tak strasznie głośno ryczą.Ciszej krzyczeć nie mogą, ja się pytam? Czytać nie można:)
OdpowiedzUsuńwybacz Nika, że wcześniej nie odpowiedziałam, ale oglądałam mecz ;) Ja też myślałam, że mnie piłkoszał ominie. Co mistrzostwa tak myślę, ale tuz przed pierwszym gwizdkiem mnie dopada :) Wcześniej sobie myślałam, że fajnie: Kubik będzie oglądał a ja sobie po blogach pochodzę albo przy Nim poleżę książkę czytając - ale cóż nie da się! ;)
UsuńU nas za to piłkoszał na dziesięć nóg. Są czipsy kibica, kaszanka kibica, "czapiłka" kibica wraz z piwem kibica, cały nasz dom, to strefa kibica, a nawet kuchnię zaanektowali ryczący ze mna na czele POLSKA-białoczerowni, Czesio pozwolił sobie wcisnąć na łeb pokrowiec na lusterko z narodowa flagą, a taka jedna powiewa mi dumnie u auta.
OdpowiedzUsuńNajpiękniej jednak wygada nasze okno w pokoju kibiców - zamiast zasłony na żabkach rozpięta flaga narodowa każe popadać w rozmarzenie co rusz, a na dodatek na naszych białych kanapach pled spoczął czerwony jak krew patrioty.
A przed meczem z Grecją kazałam mężu memu wstać i śpiewać hymn piękniej, niż Górniak potrafi. I było piękniej :)))Bo w tym wszystkim najmniej ważne dla mnie wyniki, byle nikt nikomu nie narobił wstydu niesportowym zachowaniem, czy piłkarz to, czy kibic, a zwłaszcza MY gospodarze :)))
Pisałam to ja, el, podglądając równocześnie, kto wygrywa i dlaczego znowu Niemcy :)
no pięknie, to się nazywa profesjonalny doping! :) po prostu trzeba przyjąć, że "piłka nożna to taka gra, w której 22 mężczyzn biega za piłką, a na końcu i tak wygrywają Niemcy" ;) Ale, ale... Polscy siatkarze pokonali dziś Finlandię :)
UsuńU mnie spokój. Strefa kibica w Gdańsku, Gdynia oddycha spokojne:))
OdpowiedzUsuńcieszę się, że po pracy z tego zgiełku jadę na swoją wieś spokojną, wieś wesołą - choć i tu sąsiedzi paradują w czapkach kibica ;)
UsuńO matko, Katie to ja tak obiema rękami i nogami się pod tym podpisuję. Luby wybrał film na wieczór. Mecz nagrywam na później :]
OdpowiedzUsuńNiestety przez nagłe opady deszczu pierwszy program przestał nam odbierać i zamiast Irlandia - Chorwacja oglądaliśmy serial ;(
UsuńMecz nagrany, obejrzany. Chcesz obejrzeć? Zapraszam :] nawet piwko schłodzę :) i nie będę pytać co to spalony :]
Usuńkuszące :D ale już wiem, jaki wynik... to nie to samo ;)
UsuńMnie niestety również TO dopadło. A wmawiałam sobie, że nie będę nawet meczy oglądać bo przecież tak czy inaczej sie na tym nie znam. No nie da się.. NO NIE DA SIĘ INACZEJ ;) I śledzę, nie tylko jak gra Polska.. ba.. znam wyniki wszystkich drużyn które dotychczas grały na pamięć.. No nie potrafię inaczej ;)Póki co irlandia- Chorwacja 1:1 :P
OdpowiedzUsuńMoja znajomość piłki nożnej jest wprost katastrofalna. W domowych zakładach na 18 możliwych do zdobycia punktów mam piękne, okrągłe 0 :D
Usuńa ja obstawiam wg kraju, który bardziej lubię lub do którego bym chętnie pojechała jako pierwszego - i to działa!!! :]tylko błagam nie mów nikomu.
Usuńej, to nie sprawiedliwe!! moja taktyka jest dokładnie taka sama i nie działa ;(
Usuńno i masz... lubimy inne kraje... u mnie działa prawie zawsze :)
Usuńpamiętaj, że zawsze są jeszcze remisy ;)
UsuńKurka, nie wiem, gdzie jest najbrzydszy stadion na Euro ;)
OdpowiedzUsuńJa, kibic straszny przez K wielkie jak wszystkie stadiony, polskie i ukraińskie, razem wzięte, ostatnio przestrzeliłam się z dniem i grupą, w której gra moja od trzydziestu lat (OMG!) ulubiona drużyna i dodam może, że wcale nie chodzi o rodzimą.
A tych stref kibica z deka zazdroszczę, bo ja w ogóle nie czuję, że mamy mistrzostwa w Polsce, jakbym je gdzieś na końcu świata oglądała.
P.S. Nuno Gomes był faaaaajny!
no jak to gdzie? U mnie :D Jutro mam ambitny plan przejścia się bardzo blisko strefy kibica. W celach poznawczych i aby później sobie na stare lata nie pluć w brodę, że Euro u mnie było a ja nic nie widziałam. Ale też jutro drogą na najbrzydszy stadion będę musiała jechać po M-kę i trochę się tej podróży obawiam, bo przecież będzie mecz więc planuję odebrac sobie nadgodziny, by jak najmniej w tym armageddonie uczestniczyć ;)
UsuńP.s. Pewnie, że był fajny. Moje pytanie brzmi: gdzie jest Nuno Gomes??????