poniedziałek, 25 czerwca 2012

son of the blue sky

Spakowałam krótkie spodenki, dobry humor i aparat. Bez baterii. 
Zamknęłam drzwi na cztery spusty z zestawem do makijażu i przepełnionym kalendarzem. I baterią do aparatu.
Minęłam granice miasta i zostawiłam wszystko to, co się w nim dzieje, nie odwracając się, nawet myślą, ani na chwilę. 
Weekend na wsi mam niby co tydzień. Ale to zupełnie inna wieś i zupełnie inny weekend.

Skóra pachnie mi wodą z jeziora, włosy wiatrem, stopy rozgrzewa ciepły piasek.
Śmiech M-ki jak miliardy dzwoneczków.
Odbiera mi mowę na widok fioletowego wzgórza.
Kupię sobie wzgórze, tylko po to, aby posadzić na nim lawendę i będę patrzeć na nie aż do zawrotu głowy. Po drugiej stronie błękitnieją łąki całe w chabrach. Wieczory pachną pełnią lata, do ucha chrabąszcze mruczą mi bajki na dobrą noc. W takich chwilach czas zawraca do momentów pełnych beztroski, gdy czuło się spójność w sobie samym, a świat do zdobycia stał otworem.
Lubię zapach starych stodół i lubię patrzeć na łódki przycumowane do pomostów. Koją mnie ich ciche dzwonienia i delikatny plusk fal o ich burty.

Mogłam zdjąć tyle obrazów z rzeczywistości, ale bateria została w domu.
Komórką to już nie to samo. 



Niegdyś śmieszyły mnie książki o kobietach, które jednym, szybkim cięciem zmieniają swoje życie, kupują walący się dom we Włoszech lub w innych Bieszczadach i stają się szczęśliwe.
Niegdyś.
Bo teraz mam ochotę wyprowadzić się ze swojego życia. Zostawić dom i pracę, zamieszkać gdzieś pod lasem, pisać książki, dla dziesięciu osób, które będą chciały je przeczytać, wyplatać koszyki i żyć w oderwaniu.
I nie tylko ja.
Wystawiając ciała do słońca zastanawialiśmy się, czy już kompletnie nasza czwórka oszalała, czy to powszechny kryzys ludzi w wieku 30-, 30+, czy może to jakaś globalna tendencja. Niezgodność czasu, miejsc, możliwości, aspiracji i potrzeb. Świat do zdobycia lekko dostrzegalny przez uchyloną, zacinającą się furtkę.
Prawda jest taka, że już nie chce się go zdobywać.

(Nie)zwykły weekend z przyjaciółmi minął pięknie i szybko, wypełniony po brzegi śmiechem i normalnością. 
Rośnie pragnienie o lawendowych wzgórzach, chłonięciu życia wszystkimi zmysłami, małej lepiance gdzieś z dala od wszystkiego i świętego spokoju rozłożonego w hamaku pod czereśnią.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 serendipity , Blogger