Choćby nie wiem, jak silne byłyby moja determinacja i pragnienie, nie jestem w stanie zewnętrznie oddzielić się od pewnych spraw, ludzkich słów, zachowań i oczekiwań. Nie potrafię obwiązać się żółtą taśmą z napisem do not cross, więc wszyscy prą na oślep, całym strumieniem próśb i informacji. W środku wyłożona drutem kolczastym bawię się ich przekonaniem, że jestem nikim więcej niż łagodną optymistką. Czekam na ten moment, jak dziecko na pierwszą gwiazdkę, gdy przeleją czarę i zobaczą tą drugą mnie, tą, z którą nie warto zaczynać.
Siadam za jasnym stołem, do rozmowy o moim być tu czy nie być i po raz pierwszy w życiu uświadamiam sobie, że w tej rozgrywce, też mam coś do powiedzenia. Całkiem sporo.
W F. tuż przed końcem mojej pracy usłyszałam, że zdecydowanie powinnam robić inne rzeczy, ale jestem tak dobra w tym, co robię, że Najwyższy Rangą, nie może sobie pozwolić na przesunięcie mnie na inne stanowisko. Ergo sama przesunęłam się do innej firmy.
Tutaj słyszę, że nie wyobrażają sobie, bym za rok robiła dokładnie to, co teraz. Pomijając wiele, nie aż tak istotnych spraw, to dobre miejsce do rozwinięcia skrzydeł. Postanowiłam więc zaprzedać siebie, ignorować mdłości związane z niektórymi zdarzeniami i złożyć podpis pod kolejnym dokumentem. Bo chciałabym poczuć się bezpiecznie.
Korytarzami Mordoru płynie fama, że dobrze się ze mną współpracuje, że zjednuję sobie ludzi i mam niesamowitą energię, którą zarażam, a moja empatia i spokój sprawiają, że można poczuć się lepiej. Ale są i tacy, którzy mówią: cicha woda, lepiej nie zadzieraj.
Słyszę też przy tym jasnym stole, że emitując dużo pozytywnej energii, pobieram - choć w innym natężeniu - też tą od innych, również tą złą i źle się potem czuję.
Też mi nowość.
Słyszę też, że jestem pomocna, słowna, a to ponoć nie zdarza się zbyt często.
W jakim świecie wy żyjecie ludzie?
Polecenie służbowe: Wesprzyj J, porozmawiaj z nim, niech się uspokoi. Wspieram, rozmawiam, uspakajam. Tylko dlatego, że widzę człowieka, a nie pędzącą maszynkę do robienia pieniędzy i odbijania się od pleców innych.
Wewnętrznie odgrodziłam się, jak tylko można, ograniczając do minimum moje słowa, własną obecność. Zamykam się w asertywnej ironii i stosuję zasłonę z mgły. Dostaję za to mocniej, bo przecież jak to mogę nie dać się złapać? I bawi mnie to, choć jednocześnie jest mi jednak przykro.
W jakiejś rozmowie pół żartem, pół serio: To tak jak nasza K. Przepraszam, ale od kiedy jestem Wasza? Taka deklaracja wymaga wzajemności. Choć już niemal pewna jestem, że tak naprawdę nic jej nie wymaga, a świat ludzkich emocji jest wyjątkowo asymetryczny.
Późnym wieczorem przychodzi sms od R. Może jesteśmy jak te bliźnięta, co czują ból i smutek drugiej strony? Wiesz, bardzo cię kocham i czasem chciałabym mieć mnóstwo tego, co ty masz.
Mogę mieć wizerunek, zupełnie odmienny ode mnie samej. Mogę być fraszką, igraszką, empatią i zrozumieniem na każdy dzień.
Moje dnie są długie i pełne, tych ludzi, którzy chcą patrzeć głębiej.
A cała reszta niech biegnie w tym rytmie.
Ja znów, z przyjemnością, postoję z boku.
Ty jesteś asertywna? Żartujesz chyba.
OdpowiedzUsuńBoję się o Ciebie, Katie :(
Potrafię być i bywam, choć zdecydowanie zbyt rzadko. Nie bój się, wbrew pozorom jestem twarda i się nie dam :)
UsuńZ boku więcej widać wbrew pozorom :)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślę :)
UsuńOt, codzienne bicie się z myślami człeka co stara się zdystansować i nie potrafi:)
OdpowiedzUsuńAle się stara i czasami nawet mu to wychodzi :)
UsuńMoże nie zawsze trzeba z boku. Może warto spróbować inaczej ?????
OdpowiedzUsuńPewnie tak, ale w przypadku, gdy ma się choć trochę zaufania. Tam, gdzie można wchodzę do środka, z zachowaniem bezpiecznej odległości.
UsuńCzasem idzie się pośmiać z tego, za jakich ludzie nas mają.
OdpowiedzUsuńDość często bywa to zabawne.
Usuń