środa, 1 maja 2013

freedom

W ostatnie dni odświeżanie stron z prognozą pogody, i tą w Polsce i tą w Egipcie, zdarzało się częściej niż odświeżanie poczty służbowej. Rozmowy telefoniczne w mniejszym stopniu dotyczyły spotkań i dokumentacji niż niezwykle istotnych spraw, typu: czy brać w góry kalosze i czy grill jest wyczyszczony? Logistyczne ważniejsze było ustalenie godziny wyjazdu i niż zebranie wszystkich potrzebnych podpisów pod niezwykle ważnymi pismami, nim ¾ Mordoru uda się na radosny wypoczynek.  Bo radosny wypoczynek był na ustach prawie wszystkich, zaplanowany co do minuty, bogaty w atrakcje. Jawił się niczym karawanie zarys oazy na pustyni.

Nie śledziłam aktualizacji temperatury powietrza i stopnia zachmurzenia nieba. Nie zastanawiałam się, jaki kostium kąpielowy wybrać na zagraniczną wycieczkę, ani nie biegłam do sklepu po górskie buty. Nie robiłam zapasów karkówki i kiełbasy. Nie dlatego, że planów na majówkę nie miałam. Nie dlatego, że nie byłam, jak ta karawana na kolanach sunąca do oazy. Plany miałam najpiękniejsze i odliczałam sekundy do dnia, kiedy mój długi weekend się rozpocznie.  A rozpoczął się w zeszłą sobotę.

Rozpoczął się ciszą w domu i ogromną przestrzenią. Bo wczesnym świtem teściowie zabrali bagaże i udali się na tygodniowy wypoczynek do lepianki. A ja na ten czas zafundowałam sobie cały szereg atrakcji.

Najpierw zaczęłam od śniadania. Wykorzystałam każdą powierzchnię kuchenną, ze zdecydowanie większym rozmachem niż było to konieczne, ale pierwszy raz nie musiałam szukać miejsca pomiędzy rozstawionymi przyrządami kuchennymi, produktami spożywczymi i pyrkającymi garami. Nie musiałam też uważać, by nie dostać otwieraną szafką w głowę, czekać nie wiadomo ile, by móc włączyć czajnik i kroić chleba w powietrzu w tempie ekspresowym, żeby przypadkiem zbyt dużo przestrzeni swoją osobą nie zabierać (bo w domu mojej teściowej obiad gotuje się od siódmej rano, a kuchnia mała jest). Śniadanie doprawiłam kawą pitą bez pośpiechu, w ciszy wolnej od słów, której rano tak bardzo potrzebuję, z ulubionym radiem w tle.

Potem było już tylko lepiej: mój system sprzątania, moje gotowanie, moje produkty w lodówce. Bez pytań: A dlaczego tak? A co robisz? A może lepiej byłoby ci, gdybyś…? I wszystko zajęło mi połowę mniej czasu niż zwykle. Mogłam czytać książkę, bez ciągłego odrywania się, do spraw, które nie interesują mnie ani trochę. Co więcej nikt nie odczytywał mojej lektury, jako dowodu na to, że muszę się strasznie nudzić, więc może upiekę ciasto, bo co tak będę bezproduktywnie siedzieć? Od soboty czuję się, jak królowa świata.

Jeszcze chyba nigdy, odkąd tu mieszkam, sobota nie była tak odprężająca i spokojna. Każdy kolejny dzień to poczucie, że od najmniejszej pierdoły (typu: Płatki jesz? A może zjadłabyś szynkę? Taką dobrą kupiłam, a ty w ogóle jej nie jesz.) po rzeczy większe,  mam wpływ i kontrolę nad swoim życiem. To komfort, że nie muszę tłumaczyć się z każdego ruchu i decyzji. I ta wolność, gdy  mogę wieczorem przebiec nago z łazienki do sypialni. Ten tydzień to  maksymalna dawka ciszy i relaksu (nawet jeśli idę do pracy), właśnie taka, jaka powinna być podczas majówki.

Egipt przy tym, ze wszystkimi swoimi piramidami i palmami, zwyczajnie wysiada.

10 komentarzy:

  1. TAAAAAA, ciiiiiisza, ciiiiiisza i jeszcze raz święty spokój:)
    Siedzę w szlafroku, rozczochrana, po szczypiorek na grządkę wyskoczyłam w piżamie,w deszcz, śniadanie jem na raty, grill "się zrobi" jak się będzie chciało ( syna mamy na łikend, trza coś jednak upichcić) i w ogóle jest cudnie!
    Jedną rzecz sprawdzam - pogodę na Wrocław na jutro :))))
    A w ogóle jakbym sama to pisała - co najmniej zdziwieniem i lekką pogardą napawa mnie ta gorączka "dokąd by tu wyjechać, bo inaczej będzie to czas stracony". A ja właśnie lubię marnować czas w tak domowy sposób, i wreszcie mieć czas domem i rodziną się nacieszyć :))))
    Nucę sobie przy tym:
    "Wasting my time
    Resting my mind and I'll never pine
    For the sad days and the bad days
    When we was workin' from nine to five..."

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No dobra, ja na jutro też sprawdziłam ;) Ale w sumie nie wiem, po co, bo niezależnie od tego, jak będzie, ja zamierzam bawić się świetnie - już nie w ciszy ;)
      Pink Floyd! :)

      Usuń
  2. Celebruj, celebruj :) Najpiękniejsze są zwyczajne chwile.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To prawda, tak w zasadzie, to one mają największe znaczenie :)

      Usuń
  3. Odpowiedzi
    1. Jest pysznie! Nie żeby Teściowa źle gotowała - gotuje genialnie, ale ja trochę inne smaki lubię :)

      Usuń
  4. Z teściami mieszkasz? Jakoś przegapiłam. Nie chciałabym. Z rodzicami też nie. Już cierpnę na myśl, że przyjadą do mnie na kilka lipcowo - sierpniowych dni. Dziękuję, przypomniałaś mi luksus, który na co dzień mam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba nigdy o tym wprost nie wspominałam. Mieszkam przejściowo, ósmy miesiąc. Chyba właśnie teraz zaczynam odczuwać to, co mi przeszkadza. Jeszcze tylko rok, a potem własne cztery ściany. Nie mogę się doczekać :)

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger