wtorek, 11 marca 2014

osa we mnie tkwi

Czas związanych rąk wychodzi mi bokiem. 

Jak wykwity solne na murach, tak w moich słowach i czynach wychodzą rykoszetem konsekwencje  dawnych zdarzeń. 
Nie potrafię być bezradna. Zbyt długo dotykałam dłońmi zimnych tafli ścian i spoglądałam w stronę szklanego sufitu. W obliczu zdarzeń sunących na mnie śnieżną kulą stałam w bezruchu, jak łania złapana na środku szosy w snop samochodowych reflektorów.

Kiedyś umiałam cierpliwie czekać i pozwałam niektórym sprawom rozwiązać się samym. Dawałam więcej oddechu i przestrzeni problemom. Z ciekawością witałam każdy dzień, przyjmując jego zawirowania ze spokojem i fascynacją. A potem musiałam [?] akceptować zdarzenia, których nie chciałam wcale i czekać na jakąkolwiek zmianą, poza moim zasięgiem rąk. To dlatego teraz chcę kontrolować wszystko, krok po kroku. Moje serendipity wymyka mi się z rąk.

Nieprzerwanie jestem stand by. Niczym superbohater wciąż w gotowości, by zacząć działać, naprawiać. Muszę być twarda, silna. Nie śnić na jawie, nie mówić, nie okazywać. Patrzę na czas, życie i świat zadaniowo, linearnie. Chciałabym znów widzieć go kołowo.  
Jednocześnie, zmęczona ponoszeniem konsekwencji nie swoich czynów,  zapięłam się w sobie na ostatni guzik, tuż pod linią brody, tak ciasno, by nic nie uleciało na zewnątrz. Oblekłam taśmą do not cross i drutem kolczastym, by nikt nie zadał ciosu, nawet najmniejszego. Ale i z dobrem też się nikt nie przebije. 

Do świata wychodzę z tarczą. Porośnięta ostem wypuszczam pro-forma strzały ciętych słów, by czasem nikt nie pomyślał, aby się zbliżyć. Może nie każdego dnia, może nie do wszystkich, ale jednak czasem to się zdarza. Nie słucham już tak, jak dawniej. Wszędzie widzę atak, zwłaszcza tam, gdzie go nie ma.

Miałaś rację. Zbudowałam mur wokół swojego tajemniczego ogrodu, który ukryłam nawet przed samą sobą.  

Kiedyś w tym stanie bezradności pomyślałam, że chciałabym być sama. Po chwili przestraszyłam się, że ślepy los usłyszy i jeszcze to spełni. Czasem boję się, że może to być prawdą.

Otwieram ogród.
I mam nadzieję, że nie jest za późno. 


4 komentarze:

  1. zostaw sobie pod kluczem choć kępkę malin. każdy powinien mieć swoją tajną kępkę malin.
    yyy normalnie słowiański coelho.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przemyślałam sprawę i zdanie zmieniłam. Nie chodzi o to, by ogród był otwarty, przynajmniej nie na oścież. Bardziej chodzi o to kogo do niego wpuszczać, a kogo nie. Czasami podejmuje się złe decyzje. A tajne kępki malin rzeczywiście muszą być. Nie wiadomo, kiedy się przydadzą.
      J.L. Wiśniewski. Jak nic.

      Usuń
  2. Bycie supermenem to jak wdepnięcie w gówno. Przepraszam za dosłowność, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej to wiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz co Ci powiem? Myślę, że można to nazwać jeszcze bardziej dosłownie. Masz 100% racji.
      Zastanawiam się, czy nie zostać Sierotką Marysią.

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger