Marzę, by wejść do jeziora otulonego sosnowym lasem, gdzie małe rybki ławicą obwąchują łydki.
Czuć pod bosą stopą mech i krople rosy.
Mam ochotę, jak Pocahontas, pobiegnąć leśnych duktów szlakiem
I dlatego nie mogę jeździć do wioski w widłach rzek na literki O i B.
Nie mogę, bo tuż przy drodze w samym środku lasu mruga do mnie jezioro.
Nie mogę, bo zbaczam z trasy a potem ciężko jest mi wrócić na szlak.
Ściągam buty, rajstopy i brodzę sobie. Zdjęcia robię. Oddycham.
I z tęsknotą wyczekuję tej daty w kalendarzu, gdy mam jechać do wioski w widłach rzek na literki O i B.
Ale tak w zasadzie mogłabym położyć się na trawie w ogródku, wąchać konwalie i słuchać, jak rośnie mi maciejka.
To by wystarczyło.
Na pewno wolałabym to niż spotkania w mieście z największym pomnikiem.
Szczególnie z jedną panią, z której brak autentyczności wychodzi z okrągłych słów, jak podszewka ze źle skrojonej spódnicy.
Rzuca w moją stronę przynęty, które z satysfakcją ignoruję. Bo ja się na ten obrazek nabrać nie dam. Przygląda się mojej niewerbalnej wypowiedzi, a ja nie unikam spojrzenia, tylko pytam: czy, gdy patrzę ci prosto w oczy, bez uśmiechu bez mrugnięcia, słyszysz, jak ci mówię: "nie grzeb w mojej głowie?"
Słyszy. Jestem tego pewna.
Przebojowa. Bojowa do bólu.
Czuję się źle i niezręcznie, choć to nie mnie ciosają kołki na głowie.
Nie podoba mi się to.
Obok merytorycznych zapisów podkreślam dwoma liniami zwykrzykniony wyraz manipulacja, który szybko notuję na środku kartki.
Rozłożyła się na stole między filiżankami a ciastkami.
Najchętniej trzepnęłabym tą panią, która zagalopowała się w swoich kompetencjach, prosto w rozczochrana głowę publikacją o współpracy, na którą tak często lubi się powoływać.
Wolałabym też położyć się na trawie w ogródku, wąchać konwalie i słuchać, jak rośnie mi maciejka zamiast być in case of jakiejkolwiek emergency. Zwłaszcza, gdy owa emergency staje się synonimem lenistwa.
To jest właśnie ten czas, gdy wszystko to, co na co dzień mnie cieszy, fascynuje i daje poczucie bycia we właściwym miejscu mogłoby zniknąć.
Bo właśnie mam ochotę się wylogować i zapomnieć hasła.
Zamienić monitoring i ewaluację na jogging i kontemplację.
Pomyśleć o sobie.
Brodzić w jeziorze, wąchać konwalię i słuchać, jak rośnie mi maciejka.
Taka moja fanaberia.
O! Jak mnie sie teraz i tu marzy dom na mojej ukochanej wiosce, i ta przestrzeń wokół niego.. Tak usiąść na ławeczce.. Nie myslec o niczym. Miec pustke w głowie. Bez telefonu, bez internetu.. Kiedy to będzie.. Wrócmy na ziemię.. przeciez mamy ten cudny, a jakże pracowity MAJ ;)
OdpowiedzUsuńcudny i pracowity, dlatego każdą wolną chwilę zamierzam spędzać w ogródku na słodkim nic_nierobieniu :)
UsuńKonwalie... Przypomniałaś mi dzieciństwo. Las za płotem i całe mnóstwo konwalii. I jeszcze babcine podwórko (to, które teraz jest moje) i znów morze konwalii. Gdzie one teraz są?
OdpowiedzUsuńStrachliwa jestem. Nie brodziłabym w mijanym bajorku/jeziorku.
u mnie są ;) na mojej małej rabatce. Teściowa mówiła: nie sadź konwalii, bo ci się rozrosną. I dlatego posadziłam, bo chcę mieć morze konwalii. I mam :)
UsuńTo dobre, znane jezioro (co nie zmienia faktu, że cienka linia między odwagą a głupotą;) )
Może też posadzę, też chcę mieć ich morze. Na zmianę z morzem nasturcji.
Usuńmi to w ogóle marzy się taka dzika łąka pod domem, ze stokrotkami, makami, chabrami i maciejką, niezapominajką i innym kwieciem, pełną biedronek i motyli... kiedyś nawet sobie taką zafundowałam. Ale Kubik mi skosił nim cokolwiek zdążyło zamienić się w morze
UsuńTo ja w sumie taką mam, jeno zamiast wszystkich kwiatów, które wymieniasz, mam morze mleczy. Co w sumie nie jest takie złe, bo lubię ich żółte łebki :)
Usuńo tym nie pomyślałam, bo wychodzi na to, że ja też mam zamiast trawnika - morze mleczy, choć teraz to już dmuchawce :)
UsuńU mnie wciąż mlecze, dmuchawce gdzieniegdzie jedynie.
UsuńP.S. Zainspirowałaś mnie rozmową.
:) ogrodniczo?
UsuńNo coś Ty? Ja nie cierpię działkowania. Blogowo :)
Usuńufff... (teraz już wiem, bo czytałam u Ciebie) ale ja o działkowaniu zielonego pojęcia nie mam, co więcej: wszystko, co związane z grzebaniem w ziemi staje się moim koszmarem. I tym razem Ty mnie blogowo zainspirowałaś :)
UsuńNiczym tak szanownej Pani manipulującej nie powalisz, jak pełnym profesjonalizmem :) A ja od kilku nocy zachwycam się śpiewem ptaków i pohukującą sową... cóż za okład dla duszy... :)
OdpowiedzUsuńoj tak, mogłabym ptaków słuchać całą dobę :)
Usuń