Pancernik Aleksander nasłuchawszy się głupiego gadania papug, postanowił wyruszyć w ciągu dnia na odkrywanie świata. Dość szybko okazało się, że dzienne życie kryje wiele niebezpieczeństw, więc Aleksander zwinął się w kulkę. W swoim pancerzu turlając się to tu to tam poodkrywał to, co nieznane. Wykorzystał szansę i potrafił uchronić się przed niebezpieczeństwem. Pozostał sobą w świecie, tak mu zupełnie obcym. I przeżył. Taki mądry happy end.
Książki czytane M-ce i późniejsze rozmowy o nich, dają mi do myślenia więcej niż niektóre konsekwencje zdarzeń.
Ponieważ mam ogólnie wszystko, czego mogłabym
na tym etapie życia chcieć i obiektywnie patrząc, wbrew i mimo wszystko,
jest całkiem nieźle, to moja samoocena w mych momentach rosnących
wynosi 0. Muszę sobie przypomnieć, czym się interesowałam nim zaczęłam
wieść swoje prawie idealne życie. Muszę poczuć, że wiem, umiem i mogę. W skrócie: wyzwania potrzeba mi.
Wyzwania i jednocześnie warstwy ochronnej, bo wciąż wypadam słabo w konfrontacjach jakichkolwiek, a swój pancerz gdzieś
zagubiłam. Choć chyba nigdy go nie miałam. Co najwyżej kokon.
Uczucie ciągłego niedosytu, zbyt szybki obrót wskazówek i nieaktualność kartek kalendarza. Świadomość kruchości tego, co obok nas. Muśnięcia na opuszkach palców, tego, co właśnie wymknęło się z rak. Ciągły głód i chęć poznawania. Szukanie wyzwań, nie kulenie się pod obstrzałem codziennych spraw. Czerpanie z tego, co jest aż do dna. Skupienie, pełne zaangażowanie i autentyczna życzliwość.
Nie można się bać.
Świadomość, że nic nie jest dane raz na zawsze, że zbyt wiele zależy nie od nas. Ciągłe rozstania, powroty, tasowania rzeczywistości, przemienność rutyny (sic!). Wszystko to, uczy mnie, że trzeba doceniać chwile całym sobą. Nie rozdrabniać się na złe humory, dostrzegać najdrobniejsze i pozwalać przeniknąć przez zbitek skóry, mięśni, żył i tkanek. Zwyczajnie cieszyć się smakiem malin i zapachem ciepłego deszczu w zmęczonym powietrzu. Widzieć to dobro i czułość w podanej kawie i w uśmiechu na dobrą noc. Dać się ogarnąć wzruszeniu, gdy LP3 w twoje urodziny, na własne oczy z numerem jeden, który tylko ty wiesz, ile znaczy. Sekrety powierzane, bo tobie można. Codzienne dowody miłości i sympatii w gestach najdrobniejszych.
Lubię urodziny. Tego dnia o wiele łatwiej uwierzyć mi, że to, co o mnie mówią, piszą jest prawdziwe.
Maluję usta po raz pierwszy od wielu lat. To dziwne, co ludziom dodaje odwagi.
Korzystaj z każdej okazji, jaka ci się trafia
na tym świecie, choćby miało ich być chwilami za wiele, bo pewnego dnia
okazje się kończą. Wciąż marzymy. Wciąż zmyślamy własne życie. Zmyślamy
to, co kochamy i to, czego się boimy. Marzenia wymykają nam się z rąk,
prawie tak żywe, jak tylko potrafimy je sobie wyroić. Trzeba się nabawić
nieuleczalnej obsesji. I bez obawy mijać otwarte okna. /John Irving Hotel New Hampshire
Piękne usta, piękna bluzka, urocza spódnica... A Ty w z tym wszystkim taka dumna, coraz silniejsza, lekko pobudzona smakiem porannej kawy. Bardzo fajnie to widzieć, bardzo fajnie Tobie takiej się przyglądać i bardzo fajnie widzieć, jak dopuszczasz do siebie to, co wiedzą o Tobie inni. Że jesteś wspaniałą kobietą, za którą poszłoby się na koniec świata choćby w sandałach :)
OdpowiedzUsuńW chodakach. To by było poświęcenie ;)
UsuńCholera, to już takie są oczekiwania? Chciałem zostawić czuły komentarz, a widzę, że czas szukać chodaków w sklepach...
UsuńI tylko strach myśleć, co będzie za rok ;) W japonkach nigdzie nie idę!
Byle nie do skarpetek ;)
UsuńCieszyc sie kazda chwila to sztuka, ktorej sie ucze przez cale zycie.
OdpowiedzUsuńMuszę sobie o niej przypominać, bo zbyt często daję się przytłoczyć rzeczom i sprawom, które tak naprawdę są bez znaczenia.
UsuńPięknie piszesz, Katie... zmuszasz do przytaknięcia, do zamyślenia, do zastanowienia się...
OdpowiedzUsuńPięknie...
Ojej... dziękuję :)
Usuń