środa, 23 lipca 2014

summertime

Sądziłam, że mnie to nie dotyczy. Uważałam, że jestem ponad to, a szczególnie ponad sezonowe depresje i tłumaczenia wszystkiego pogodą. Fakt jest jednak taki, że mimo mojego uwielbienia do czterech pór roku nie służą mi one tak do końca. Niby lubię wszystkie, z lekkim wskazaniem na jesień, ale to jednak lato ma na mnie najlepszy wpływ. Czy może raczej taki wpływ, pod którym być lubię. Bo, jeśli przyjrzeć się wszystkiemu na chłodno to fakty wyglądają tak: problemy nadal są i w większości dotyczą tego samego. A mimo to blakną w słońcu, a ja mam energię, by je zmieniać i pogodę ducha, by przyjmować je ze spokojem. I to wszystko od słońca. Wiem to. 
Od słońca i od zapachu powietrza. Od opuszków palców brudnych od soku z czereśni i od japonek na stopach. Od rytmu miasta i tego specyficznego letniego, miejskiego gwaru. Od sezonowych owoców, które można jeść prosto z krzaka, ogórków upychanych do słoika i od brązowiejącej z każdym dniem skóry. Od ciepłych wieczorów i balkonowego życia. Od smaku zimnego piwa w upalny dzień.

W wakacje jestem trochę odrealniona. Niby chodzę do pracy, ale czuję się tak, jak w te dni, gdy wracałam ze szkoły i nie miałam nic zadane. Niby nadal coś trzeba załatwić, w jakiś miejscach trzeba być, ale wszystko pozbawione jest ostrych krawędzi. Trochę przez to, że M-ka sama ma wakacje, więc chodzimy spać późno, śpimy długo, na śniadanie jemy gofry i placki z owocami a wszystko to po turecku i w koszulach nocnych, po domu biegamy na bosaka w kwiecistych sukienkach, wieczorami wychodzimy na dwór, bo tylko wtedy można oddychać i jemy nieprzyzwoite ilości lodów i cukrowej waty.  Trochę przez to, że pod moim balkonem jest plac zabaw, więc słyszę dziecięcy śmiech, słyszę szum kroków na nawierzchni wysypanej kamykami, słyszę rozmowy sąsiadów siedzących na balkonach i wszystko zbija się w melodię tak dobrze mi znaną z ośrodków wczasowych. I wszystko pachnie i wygląda mi polskimi filmami i serialami kręconymi w upalne lata w stolicy, w latach 70' i 80', które oglądałam we własne wakacje na początku lat 90 zeszłego wieku (jak to brzmi!). I trochę sama czuję się jak bohaterka takiego filmu w swoich letnich sukienkach, sandałach i płóciennej torbie z zakupami. Letnio mi. Naturalnie, lekko, tak mojo.

Tę letniość podkreśla stos książek znoszonych do domu, każda z krainą historyczną w tytule. Odmieniam ją przez okładki, strony, przepisy, pejzaże, budowle, nazwiska malarzy, słowniki. Jak co roku. I jak co roku dochodzę do wniosku, że klimat lata mi służy a polska jesienno-zimowa niestety podcina mi skrzydła i chmurnieje myślą. To pewnie tak z wiekiem mi przyszło. I wiem, że za rok też przyniosę stos książek, ale tym razem przewodników, bo już dość marzenia i smakowania Toskanii tutaj. 

Zero oryginalności. Co więcej, coraz częściej wizualizuję sobie, jak rzucam wszystko w cholerę, kupuję chałupę w Toskanii, klnę doprowadzając ją stanu używalności a potem piszę o tym książkę.
No co? 375 książka na ten sam temat na rynku wydawniczym nie robi już większej różnicy ;)

Ciao!

14 komentarzy:

  1. Ciao, bella Caterina:)

    Raz tysięczny się podpisuję pod tym co napisałaś...bo niemal identycznie lato czuję i przeżywam:) Chociaż przecież też z moim lubieniem por roku mam jak Ty...wszystkie lubię ze wskazaniem na jesień.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, kolejne podobieństwa :) W ogóle coś mi się stało w ustawieniach i nie przychodzą mi powiadomienia o Twoich nowych postach, także tylko dlatego tak rzadko u Ciebie bywam :*

      Usuń
    2. A bo ja mam blog zamknięty i dlatego Ci się nie wyświetla, kiedy się aktywuję:)
      I a propos bywania...ja też rzadko u siebie bywałam:)

      Usuń
    3. To mam teraz wyzwanie dla pamięci i tego, by nie brać wszystkiego co widać, za oczywiste, tylko szukać głębiej ;)

      Usuń
  2. co tam Toskania! i tak masz super wakacje widzę. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fantastyczne :) Dzięki M-ce znów czuje się, jakbym była dzieckiem. Ostatnio wspominałam kolonie, wiążąc jej suknię księżniczki z prześcieradła ;)

      Usuń
    2. :)) To dobrze, że masz szansę na taką powtórkę i dzieciństwo numer dwa. :) Dziecko w domu to pewnie dobry pretekst, żeby samemu też się dobrze bawić. ;)

      Usuń
    3. A jakie to usprawiedliwienie na wszystkie kulki, place zabaw, wesołe miasteczka, bajki w kinie... no bo przecież sama nie pójdzie ;)

      Usuń
  3. Uwielbiam lato. Niezaleznie gdzie jestem i co robie, zawsze jestem prawie na wczasach. Jesieni nie lubie, wiosne preferuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właśnie to określenie "prawie na wczasach" trwa u mnie przez całe wakacje ;)

      Usuń
  4. Toskania, Sardynia, wyspy saronskie, nie wazne...- wszedzie bym remontowala z usmiechem na ustach, byle slonce swiecilo troche czesciej, niz tydzien w ciagu roku...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie sobie uświadomiłam, że tutaj z tym latem, wiosną i słońcem jest fantastycznie. Tam, gdzie Ty jesteś, to bym się chyba zapłakała z tęsknoty za upałami ;)

      Usuń
  5. Słońce ma w sobie to coś, co nawet zimą mi energii dodaje. Kiedy go nie ma, mnie nie ma.
    Wiesz, że nie znoszę spać w koszulach nocnych? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już wiem ;) Ja śpię chyba we wszystkim, w czym się da, byle wygodne było ;) A koszule nocne mam 2 i je uwielbiam :)

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger