Myślę, że kiedyś rzucę swoją (nie)korporacyjną plakietkę w kąt, siądę i napiszę książkę.
Będzie to książka zupełnie bez sensu, ale w jakąś niszę trafi. Bez sens zawsze trafia w jakąś niszę.
A ponieważ bez sens będzie ogromny, to potem na jej podstawie nakręcą film jeszcze bardziej bez sensu, z bezsensownym tytułem, ale za to z top trendy aktorami. Rzecz jasna wszyscy go zjadą a dystrybutor i producent zarobią krocie. Potem ten film będą puszczać po tysiąc razy zawsze wtedy, gdy sezonowa ramówka się skończy i trzeba będzie czymś zapchać program.
A ja będę się wypowiadać na tematy, na których się nie znam, w telewizjach śniadaniowych, które nikogo nie obchodzą. KW (jeśli będę warta jego wypowiedzi) będzie ze mnie szydził w porannej audycji radiowej, a mi odbije palma i podam go do sądu za zniesławienie, obrazę majestatu i promowanie się na mojej bezsensownej książce, której najwyraźniej nie czytał bądź nie zrozumiał. Trafię na okładki tabloidów i będą zastanawiać się ile operacji plastycznych przeszłam. Pójdę za ciosem i wydam jakiś życiowy poradnik oraz, koniecznie, książkę kucharską, które będą sprzedawane w dyskontach spożywczych. Jeszcze nie wiem, co będę radzić w tym poradniku, ale jestem pewna, że wydawca zrobi ze mnie w jakiejś kwestii eksperta. W książce kucharskiej będzie siedem potraw, ale ja dorobię do tego ideologię, że taka rutyna (jeśli dziś wtorek, to znaczy, że na obiad jest schabowy) pozytywnie wpływa na poczucie bezpieczeństwa i buduje rodzinną tradycję przekazywaną z pokolenia na pokolenie (skoro moja babcia i mama w czwartki podawały makaron to i ja będę) stając się w ten sposób twórczynią kolejnego bezsensownego trendu. Oczywiście nikt nie będzie komentował bezsensownej treści obu wydawnictw, tylko okładki książek, gdzie przepuszczą moją fizyczność przez setki filtrów, wygładzaczy i odsysaczy, tak, że sama siebie nie poznam.
Oczywiście zarobię na tym wszystkim tyle, że w krótkim czasie porzucę to przejściowe życie, kupię jakiś dom pod lasem i będę mieć większość rzeczywistości w dupie. Będę miała kota i psa, pięć nakryć na stole każdego ranka i ogromny fotel na werandzie. Dalej anonimowo będę prowadziła bloga o moich wewnętrznych obrazach i uzewnętrzniała się krzywym spojrzeniem na Instagramie i nikt nie będzie wiedział, że ja to ja.
I pewnego dnia, odstawię kubki po porannej kawie do wyschnięcia, siądę i napiszę książkę. Taką, jaką zawsze chciałam napisać. Taką, jaką zawsze chciałam przeczytać.
Tak sobie bez sensu myślę w kolejny dzień zwolnienia lekarskiego na M-kę, w dziewiątą rocznicę założenia bloga, gdy zadaję sobie pytania, czy warto i dokąd mnie to pisanie właściwie prowadzi?
Odpowiedź jest prosta.
Wciąż do ludzi :)
No!I taki scenariusz mi się podoba. Niech tam sobie ludzie myślą, co im się zachce, Ty bądź sobie nadal sobą, nawet, jak się staniesz niechcący celebrytką dla mas- dla też ważnej reszty bądź niepopularnie (bo mądrze) piszącą Katie. Kupię zarówno tę pierwszą książkę o dupie marynie, jak i tę kucharską (żebyś miała za co kupić ten dom), a tę prawdziwą przeczytam :))))
OdpowiedzUsuńA naszą ósmą rocznicę "przepiłyśmy", zauważyłaś?:)
Kochana, Ty dostaniesz egzemplarze autorskie ;) Będziesz mogła je sobie podstawić pod biurko, albo coś ;) Wolałabym opuścić ten etap celebrycki, ale cóż... może inaczej się nie da? ;)
UsuńNieświadomie świętowałyśmy przy ognisku :*
No, bo już myślałam,że masz większą sklerozę ode mnie :))))
UsuńHm, myślisz,że będą dostatecznie grube? Te w sztywnych okładkach najlepiej się nadają :)))
Sklerozę mamy dokładnie taką samą ;)Słuchaj, mogę poprosić, aby druk był duży i sądzę, że jako celebrytka będę mogła stawiać warunki, chcesz w grubej oprawie, załatwię to! ;)
UsuńKurczę, wszyscy obchodzą rocznicę założenia bloga, jakby się kiedyś zmówili, że najlepiej zaczynać we wrzśeśniu. To już trzeci blog "rocznicowy" z blogów, które nawiedzam. Była już 6-rocznica, 7-ma i teraz Twoja 9-ta. Gratulacje, gratulacje, gratulacje. :)
OdpowiedzUsuńA co do Twego dzisiejszego tekstu, noo... wszystko się może zdarzyć.
"..gdy głowa pełna marzeń" ;) Bo wrzesień to jest najlepszy miesiąc na zaczynanie nowego ;)
UsuńA mnie jesienią zawsze przybywa - tak czuję - kolejny rok życia. Dziwnie jakoś, bo urodziny mam w czerwcu...
UsuńTo przez rozpoczęcie roku szkolnego, wiesz klasa wyżej, jesteśmy starsi, taka pozostałość, mówię Ci ;)
UsuńKatie kochana, plan cudowny. Ja Ci już mówiłam, Ty pisz! Pisz koniecznie. Ja będę czytać :)
OdpowiedzUsuńJa też zaczynałam blogowanie jesienią :) Ale zawsze przegapiam rocznicę :) W tym roku też :)
Buziaki :*
Dziękuję, Myszo :)
UsuńOstatnio mam podobne myśli. Ba, gorsze jeszcze, bo zastanawiam się, po diabła w ogóle piszę...
OdpowiedzUsuńA Twoją książkę kupię, nie ma innej opcji.
Nie no, co to za myśli? Ty piiiiisz :)
Usuń