Lato schodzi ze mnie skórą i został mi po nim jeden pieg więcej.
Lubię wrzesień. Chyba najbardziej ze wszystkich dwunastu.
Lubię poranne i wieczorne mgły, tą mroźną świeżość powietrza, która budzi rozleniwione ciało i myśli.
Lubię wrześniowe zachody słońca, to ciepłe światło.
To powietrze pachnące mirabelkami, tą jedyną w swoim rodzaju wilgoć osiadłą na liściach, trawach, samochodach i ławkach.
Lubię, bo pasuję do jesieni.
Jesienią jestem delikatna, jeszcze bardziej w sobie zatopiona.
Mogę wysunąć swoją melancholię, smutek, zamyślenie, zamglenie, a inni przypiszą to porze roku, a nie temu, jaka jestem wewnątrz naprawdę.
Topię się w swoich myślach, trochę mniej się uśmiecham i trochę mniej mówię, poza swoimi czterema ścianami.
Znów dużo piszę do szuflady i znów słucham polskich piosenek. Polskie piosenki najlepiej smakują jesienią. Na podłodze, przy zgaszonym świetle.
Jesienią czytam Wojaczka i kolejny rok przyglądam się dziennikom Sylvii. Boję się, że w tej porze roku ściągną mnie mocno w dół, a czuję, że jeśli je czytać, to tylko jesienią. Leżą więc kolejny rok.
Tej jesieni lubię jeździć wieczorami samochodem. Dobrze mi się wtedy widzi i myśli. Uspokaja mnie to.
Potrzebuję teraz spokoju. Potrzebuję myśleć, tak, by prowadziło to do sensu. Potrzebuję widzieć dalej, szerzej i głębiej niż dotychczas.
Tej jesieni robię dużo zdjęć. Przeważnie pstrykam bez myślenia. Czasem myślę nad kadrem, pstrykam i jest inaczej niż sobie wymyśliłam. Ale i tak mi się podoba. Potrzebuję innego środka wyrazu.
Ten wrzesień jest jednak jakiś inny. Bije blaskiem dobrego lata ukrytego w trzech oczkach miniących się obietnicą i radością. Pogodnie płynie, dzień za dniem. A z drugiej strony lekko trzęsie moim środkiem, pozbawiony tej energii i chęci do działania, co zawsze, by coś zaskoczyło.
Znów muszę uwierzyć w swoją możliwość. Ale z wiarą u mnie kiepsko: nie wierzę w niebiosa, w polityczne obietnice, nie wierzę w siebie.
Potrzebuję znów swojego flow, poczucia sprawstwa. Motywacji i namacalności.
Może w październiku.
Fajny klimat złapałaś w tym kadrze.
OdpowiedzUsuńJa też jestem jesienią jakby bardziej u siebie. Może trochę w inny sposób i z innych powodów, ale lubię ten czas z całego roku najbardziej.
Dziękuję :)
UsuńBardzo lubię jesień, najbardziej się w niej odnajduję i od takich prostych rzeczy, jak swetry, spódnice, szale i botki, i od tych "większych", emocjonalnych.
A jeśli nie w pażdzierniku to jest jeszcze listopad. Spokojnie czekaj, aż nadejdzie ten czas właściwy...
OdpowiedzUsuńA tak w ogóle, podziwiam i zazdraszczam, że tyle robisz tej jesieni. Ja tradycyjnie uciekam od zadumy, od refleksji, aż jestem zła na siebie, ale tak mi zostało z trudnych czasów, kiedy bardzo musiałam chronić swoją psyche. Dziś jest ok. ale tamtych nawyków nie mogę się pozbyć. Pozdrawiam Jesienną :)
Czasami nawyki są po to, aby nas chronić. I Ty wiesz, że masz rację? Kiedy będzie na to czas, to się pojawi. Nic na siłę, krok po kroku, dzień za dniem. A dziś nawet poczułam to coś, co podniosło mnie do góry i dało satysfakcję. :)
Usuńi już się cieszę :)
Usuńtak to często bywa, że mnie coś gniecie i gniecie i w końcu, gdy dam temu upust tutaj, to na drugi dzień mija, jakoś łatwiej, weselej, jaśniej :)
UsuńNie lubię września. Z oczywistych powodów: bo znów. Choć powoli zaczynam znów widzieć w nauczaniu jakiś sens. Może nie tylko na chwilę.
OdpowiedzUsuńA w ogóle to obudź mnie, jak się skończy kwiecień :)
Ja zawsze lubiłam, nawet w szkole, ale byłam po tej fajniejszej stronie ;) Jak znów widzisz sens, to ja się bardzo cieszę i obudzę Cię na matury ;)
UsuńYyyy, po maturach!
Usuńmoże być ;)
Usuń