poniedziałek, 13 stycznia 2014

no more drama

Tuż obok mojego domu, nad melioracyjnym rowem, który można pokonać jednym susem, jest kładka. Kładka, jak kładka. Rachityczna. Zbita z iluś tam, zbutwiałych już, desek. Tam się któraś łamie, tam kruszy, trzeszczy. I od wielu lat ktoś niestrudzenie tę kładkę naprawia dobijając do niej kolejne deski, które po jakimś czasie się łamią, kruszą, trzeszczą, butwieją. Od wielu lat ktoś wkłada swoją energię i wysiłek w to, aby ta kładka trwała i pełniła swoją funkcję, bo jest tam potrzebna. A kładka ugina się od ciężaru stóp i psich łap, wypacza.Coraz mniej przypomina siebie, coraz rzadziej może realizować to, co określa jej zasadność i istnienie.

Myślę, czasem warto pozwolić konstrukcji, aby się załamała a nie utrzymywać ją sztucznie przy życiu. Zwłaszcza wtedy, gdy co rusz i coraz częściej trzeba nadawać jej dawną formę, która i tak nie będzie już tym, czym była. Czasem chyba lepiej odpuścić. 

Myślę sobie, że teraz mogę. Mogę załamać się tak zwyczajnie, zupełnie naturalnie wyrzucając z siebie to, co się złamało, ukruszyło, pękło. I budować od nowa silniejszą siebie. 


4 komentarze:

  1. Mówi się "nie łam się". Ale nie wiem, czy tak Ci powiedzieć. Skoro znasz sposób na to, żeby zacząć od nowa, to pewnie tak będzie najlepiej, najsolidniej. Tyko - jak?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złamałam się i jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, to połamanie się było dobre i pozytywne.

      Usuń
    2. annajulia.blog.onet.pl15 stycznia 2014 22:48

      Więc buduj... silniejszą siebie, pewniejszą. Szczerze Ci będę sekundować i mocno trzymać kciuki. Uściski.

      Usuń
    3. Tak właśnie robię :) Dziękuję Ci bardzo :)

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger