Nie pamiętam, bym kiedykolwiek coś postanawiała. Zawsze bardziej śmiałam się, że wraz ze styczniem wszyscy masowo jesteśmy chudsi, sprawniejsi fizycznie, bardziej oczytani, w lodówce mamy tylko zdrowe produkty, których nazwy jesteśmy w stanie wymienić w przynajmniej w sześciu językach tego świata. Milsi, bez połowy swoich wad, z ukończonymi wszelkimi możliwymi kursami i z mnóstwem stempelków w paszportach (choćby tych mentalnych). A z każdym dniem, mimo wszelkich prób i wysiłków, coraz bliżej nam do tych nas grudniowych, zeszłorocznych, nieużywających karnetu na basen, zapatrzonych bezmyślnie w szklaną pogodę, warczących na otoczenie w chmurze papierosowego dymu.
Może raz, czy dwa, z poczucia, że chyba jakaś dziwna jestem, skoro nic sobie nie postanawiam, wypisałam kilka absurdalnych punktów, o których zapomniałam i, rzecz jasna, nie zrealizowałam. I nadal byłam niesystematyczna, niebiegająca, roztrzepana, z zagrożeniem z niemieckiego na koniec roku i nieprzeczytaną Anną Kareniną na półce. Zdecydowanie wolę listy wakacyjne.
Jednak w zeszłym roku coś sobie postanowiłam. I choć bardziej w ramach żartu, bez przekonania o własnej systematyczności czy pamięci, założyłam (owszem, czasami zachowuję się, jak gimnazjalistka i dobrze mi z tym) słoik dobrych zdarzeń 2013. Ku mojemu zdziwieniu pamiętałam i zapisywałam dobre chwile na post-it'ach, które potem wrzucałam do słoika. Wypełnił się po brzegi. Pierwszego stycznia otworzyłam słoik, wyjęłam i przeczytałam każdą kolorową karteczkę. Kilkadziesiąt mimowolnych, szczerych uśmiechów. Jednak zabawy rodem z gimbazy dobrze robią na samopoczucie.
Przeglądam zdjęcia, mnóstwo zdjęć. Pstrykałam bez opamiętania. Często bez sensu i bez potrzeby. Ale znów mimowolnie się uśmiecham.
I nagle postanawiam sobie, że będę miała słoik na ten rok i będę pstrykać jeszcze bardziej.
Te wszystkie małe radości gdzieś uciekają, przykryte niezrzuconymi kilogramami, popiołem z papierosa i zakurzoną książką do hiszpańskiego, zawstydzoną listą bez odhaczonych punktów. Trzeba im pomóc znów wyjść, dać o sobie przypomnieć, bo nagle może okazać się, że - mimo wszystko - było dobrze, pięknie, niesamowicie.
Te wszystkie małe radości gdzieś uciekają, przykryte niezrzuconymi kilogramami, popiołem z papierosa i zakurzoną książką do hiszpańskiego, zawstydzoną listą bez odhaczonych punktów. Trzeba im pomóc znów wyjść, dać o sobie przypomnieć, bo nagle może okazać się, że - mimo wszystko - było dobrze, pięknie, niesamowicie.
I tak właśnie, mimo iż postanowień nie praktykuję, postanawiam sobie pielęgnować małe szczęścia. Ergo, mam słoik dobrych zdarzeń 2014. I siedem postanowień na nowy rok. Jeśli stanę się systematyczna i skupiona, jeśli będę biegać, odważę się mówić po niemiecku i przeczytam Annę Kareninę, to nie będzie to miało nic wspólnego z noworocznymi postanowieniami. To widocznie tak miało się stać.
Siedząc nad rozsypanymi na podłodze post-itami odruchowo sięgnęłam po pióro i po świeżo kupiony pod wpływem impulsu notes, który miał mi się przydać do niczego. I zapisałam jedno zdanie. Nie zdradzę go, tak, jak nie zdradzę sześciu kolejnych. Wszystkie pielęgnują szczęście.
Gdy zamykam notes z kotem na okładce, zauważam na niej napis: Have an aim in life or your energies will all be wasted.
Przypadek?
Nie sądzę.
Miałam pisać o tym samym. Że pod koniec na początku roku nowego dziwnie mi, że już nie zaczynam go od postanowień. Bowiem tak ja Ty zrezygnowałam z podobnych list. Z racji permanentnego rozczarowania niedotrzymywaniem sobie obietnic noworocznych. Dosyć tego ....Tak zamierzałam i w tym roku. Dać sobie spokój pokój z listami. Jednak wiadomo jak to jest. To i owo m do głowy przyszło.:)
OdpowiedzUsuńPomysł ze słoikiem dobrych zdarzeń 2013 i tym aktualnym GENIALNY:)
Nieskromnie napiszę, że wpadłam na pomysł ciutkę podobny...chociaż inny...jednakowoż:)))
Na rok 2014 życzę Ci, żeby Twój słoik wypełnił się po brzegi. Tak bardzo, że będziesz potrzebowała wielu kolejnych.
mła:)
Mimowolnie chyba cały czas coś planujemy i postanawiamy. Oprócz słoika mam jeszcze kilka innych form na zachowanie dobrych chwil, mam taki misterny plan, by nie pozwolić uciec ani jednej ;)
UsuńWszystkiego dobrego Nikuś :*
O rany, Katie, ależ to jest szalenie genialny pomysł! Pozwolisz, że i wykorzystam, i rozpropaguję.
OdpowiedzUsuńTeż nie mam postanowień (dzisiejsza notka nie ma z nimi nic wspólnego, ma wiele wspólnego z pewną dyskusją z młodymi ludźmi za to), ale chyba właśnie - przypadkowo się składa, że z nadejściem nowego roku - zaczęłam pisać papierowy niepamiętnik.
Niby nic, ot zapisujesz i wrzucasz do słoika wszystko to, co w jakiś sposób sprawiło Ci radość, nawet najmniejsza pierdoła. A ostatniego dnia roku okazuje się, że to jest całe morze dobrych wspomnień. Niesamowicie poprawia to nastrój i samopoczucie. I wiesz co? W ramach pielęgnowania dobrych chwil, ja też mam na ten rok papierowy niepamiętnik :)
UsuńKatie, samych cudnych dni i nocy w Nowym 2014 Roku. I nie tylko jednego wypełnionego po brzegi "słoika dobrych zdarzeń.
OdpowiedzUsuńPs . Pomysł niezwykły... jeśli pozwolisz, ja też takie cudo będę mieć. Już się zastanawiam jak wielkie i niezwykłe w kształcie ma być to naczynie, bo liczę na wiele dobrych zdarzeń w tym roku.:-)
Uważam, że każdy powinien mieć taki słoik :) Niech Twoje naczynie wypełni się po brzeg cudnymi zdarzeniami :) Ja mam już trzy karteczki ;)
UsuńChyba mnie zainspirowałaś właśnie z tym słoikiem. Słyszałam ostatnio do koleżanki właśnie o nim, ale ona nie dokończyła, przerwała podczas wakacji. A to - może być super wspomnieniem i właśnie powodem później do uśmiechów. Tak, spróbuję!
OdpowiedzUsuńSpróbuj, to daje dużo radości :) Tak dużej, że żal było mi wyrzucać tych zapisanych karteczek z 2013 roku, ale już i dla nich znalazłam miejsce do pamiętania o nich :)
Usuń