Chciałabym zaprzątnąć sobie głowę jakąś błyskotliwą myślą o sytuacji mieszkaniowej w Polsce, tak na około 7 stron, ale po głowie tłucze mi się tylko Dziennik Zlaty, który zachłannie i ze zdziwieniem czytałam w podstawówce. Wspomnienie pojawia się niespodziewanie, co jakiś czas, jak natrętna mucha, wraz ze słowami Witkacego, że wistość tych rzeczy jest nie z świata tego. Miałam nie patrzeć, ale na niektóre sprawy nie da się przymknąć oczu.
Moje skojarzenia są nielogiczne i nielinearne. Znów nocami nie śpię i słucham czegoś co nazywają eterycznym, introwertycznym indie folkiem (swoją drogą dobrze, że najpierw posłuchałam a potem przeczytałam - wtedy żadna siła nie zmusiłaby mnie do włączenia przycisku play). Nie mogę oderwać myśli od tych obrazów i zdarzeń tak nierealnych w swym absurdzie i tak absurdalnych w swej realności.
Niezmiennie przeraża mnie świadomość kruchości tego co stałe, wątłość tego, co bierzemy za trwałe, efemeryczność tego, co tak bardzo oczywiste.
Jestem jak zdarta płyta: oczywistość jest najbardziej oślepiająca.
Wszyscy jesteśmy jak te mrówki niosące swoje słomki do mrowisk, które mimo starań niszczy siła zewnętrzna. Nieprzerwanie. Wciąż nosimy. Mozolnie budujemy swoją rzeczywistość, która może runąć, jak domek z kart. Oby nie.
Uciekam w las i w góry. W szalony zapach żywicy, w bazie, w błahostki zwykłych, codziennych chwil.
Myślę, że najpiękniejsze zdjęcia, jakie zrobiłam i zrobię, to te, na których jest i będzie M-ka. Uwielbiam zatrzymywać chwile, które przetaczają się przez nią całą. I nie chcę myśleć, że to kiedyś miałoby się skończyć.
Raz na jakiś czas łamie mi się za Nią kawałek serca.
A potem odrasta dwa razy większy.
Usłyszałam, że M-ka jest jak Katie. Zwłaszcza w ironicznym spojrzeniu na świat, słuchaniu i wyłapywaniu błędów logicznych, niekonsekwencji i luk w opowieściach. Trochę urosłam z dumy. A potem pomyślałam, że jednak M-ce współczuję. Tę słomkę czasem niewygodnie się niesie.
Zwykłe, normalne życie jest nudne. Odmierzane wskazówką zegara, zadaniami, rutyną. Spokój i niespieszność są tak mało medialne i przegrywają w rankingach popularności.
Z piosenki, która nie wiem, o czym jest wyłapuję jedną frazę: Life's about film stars and less about mothers.
W takich chwilach czuję jak moje jest bardzo prawdziwe i jak nie zamieniłabym je na żadne inne.
Robiłam to zawsze. Zawsze głosiłam pochwałę banału, prostoty i codzienności. Zawsze żyłam tu i teraz. Zawsze widziałam niesamowite w najzwyklejszym. Po prostu: serendipity.
I nie pozwolę temu ulecieć.
Każdy, kogo spotykamy, toczy walkę w tylko sobie znanej bitwie, o której nie mamy pojęcia.
Bądźmy, po prostu, dla siebie mili.
Zawsze.
Bądźmy, po prostu, zdrowi. na ciele i umyśle.
OdpowiedzUsuńTak, to też.
UsuńBa, nie zawsze dajemy radę, czasami złość wygrywa.
OdpowiedzUsuńWidzę to po sobie.
UsuńTak, bądżmy dla siebie mili, lubmy się, pielęgnujmy w sobie dziecko i wychowujmy swoje dziecko tak, jakbyśmy same chciały być wychowywane.
OdpowiedzUsuńKatie, piszesz fajne, mądre teksty, czasami niepokojące. Dzisiejszy jest taki pól na pół.... )))
Dobrze napisane AnnoJulio, dobrze, żeby właśnie tak było :)
UsuńDziękuję Ci bardzo :)