sobota, 14 września 2013

my confession

Deszcz spłukuje resztki lata zastygłe na liściach. Znów mam poczucie, że choć dobre i pełne, to minęło zbyt szybko. Choćby dlatego, że nie zrealizowałam (nihil novi jak mówią) swojej wakacyjnej listy. Oczywiście mogłabym pominąć to milczeniem, udać, że nic się nie stało, ale jeśli tworzenie nierealnej listy wakacyjnej jest tradycją, to tradycyjnie powinnam również się rozliczyć z tego, co rzeczywiście udało mi się zrobić ;)

Zaplanowałam sobie:

  • zrobić porządek ze zdjęciami, które teraz wysuszone i wyprasowane, leżą w kartonie;

  • Z tego, co wiem zdjęcia spokojnie leżą sobie w kartonie i mają się świetnie. Oczywiście, że mogłam zrobić z nimi porządek, ale z drugiej strony, czemu miałabym robić to w ciepłe, intensywne, wakacyjne wieczory, skoro już za progiem czekają wieczory długie i jesienne? Niezrealizowanie tego punktu było rozwiązaniem czysto logicznym i uważam, że uzasadnionym, nie mającym nic wspólnego z lenistwem.

  • to samo zrobić z uratowanymi z piwnicznej powodzi listami;

  • Skoro bardziej sensowne jest segregowanie zdjęć jesienią niż latem, to tak samo jest z listami.

  • urządzić M-kową przestrzeń;

  • Urządziłam praktycznie zaraz po stworzeniu listy. Jest ciepło, pięknie i M-ka się cieszy.

  • przyjąć do wiadomości, że ilość moich ubrań w połączeniu z wielkością mojej szafy nie jest związkiem idealnym i pozbyć się tego, w czym nie chodzę z dwa... no dobra... trzy lata co najmniej;

  • Do wiadomości przyjęłam, bo wbrew pozorom mam wysoką świadomość samej siebie oraz otaczającej mnie rzeczywistości i w związku z tym kupiłam większą szafę, w której zmieszczą się wszystkie moje rzeczy. Specjalnie piszę "zmieszczą się", gdyż jeszcze nie wszystkie wypakowałam. Ale przypominam - przede mną długie jesienne wieczory.

  • kupić sobie w końcu torebkę (wbrew pozorom, nie jest to tak banalne, torebkę wymieniam od 3 lat);

  • Kupiłam! Ale tylko dlatego, że poszłam po buty i padał deszcz. Dokładnie to było oberwanie chmury, które moją starą torebkę przemoczyło doszczętnie, tak, że schła 4 dni. W formie zastępczej używałam torby bawełnianej i wcale mi to nie przeszkadzało, do momentu, gdy poszłam po buty (których nie kupiłam) i uświadomiłam sobie, że następnego dnia mam ważne spotkanie a bawełniana torba mogłaby niekorzystnie wpłynąć na mój wizerunek kobiety, która wie, co robi. No to kupiłam torebkę. I teraz, po raz pierwszy w życiu, mam dwie, bo pierwsza w końcu wyschła.

  • kupić sobie kostium kąpielowy (po 6 latach chyba wypada);

  • Pewnego czwartkowego dnia wymyśliłam sobie, że skoro weekend ma być upalny to zabieram M-kę nad wodę. Pomysł był genialny, do piątkowego popołudnia, gdy zdałam sobie sprawę z pewnego detalu: nie posiadam kostiumu kąpielowego. Pojechałam na zakupy i kupiłam go pewnie tylko dlatego, bo miałam nóż na gardle. Gdybym nie jechała nad wodę, to jestem pewna, że kupienie kostiumu automatycznie wskoczyłoby na przyszłoroczną listę. Ale zakup nie był łatwy, o mało nie pobiłam się z panią ze sklepu, która wciskała mi strasznie małe majtki od bikini. Moje argumenty wręcz ze łzami w oczach, że to za małe, że ja się źle będę czuła, że mi nie wygodnie, że no bez przesady, pani radośnie skwitowała: "Majtki od bikini nie mogą być za duże", na co mniej radośnie i niezwykle kulturalnie odpowiedziałam: "Ale dupa tak." Dostałam większy rozmiar. Co nie zmienia faktu, że majtki nadal są strasznie małe. Chyba za rok kupię sobie nowe.

  • powrócić do systematycznego biegania;

  • Systematycznie biegłam 15 minut. Raz.

  • wieczorami wygospodarować sobie godzinę tylko dla siebie;

  • Ehe. Na emeryturze chyba.

  • zarejestrować się do tego lekarza, co w zeszłym roku też miałam, ale mi nie wyszło;

  • Do jakiegoś się zarejestrowałam, ale nie pamiętam, czy to był właśnie ten?

  • znów gotować;

  • Parę razy się zdarzyło ;)

  • nie zamykać się w sobie;

  • Parę razy się nie zdarzyło ;)

  • pojechać na te trzy wystawy, o których zapominam, że są;

  • Wierzę, że były to wystawy udane.

  • posprzątać bagażnik;

  • Done!

  • nadrobić zaległości w tych kilkunastu serialach, co to sobie przerwę zrobiłam;

  • Zrobiłam sobie w przerwę w kilku następnych, które zaczęłam oglądać...

  • upiec tartę;

  • Nie wiem, kto ten punkt umieścił na tej liście i po co?

  • kupić naczynie do pieczenia tarty, bo bez tego punkt wyżej się wysypie;

  • No nie kupiłam. Ale okazało się, iż takowe naczynie posiadam.

  • jeździć na rolkach;

  • Zlokalizowałam rolki. To już coś. A w krótkie jesienne popołudnia też się ruszać trzeba ;)

  • pojechać do lasu;

  • Krótkie jesienne popołudnia oraz weekendy są równie dobre na wyjazdy do lasu jak te letnie.

  • łazić po mieście i robić zdjęcia;

  • Ooo, wreszcie coś, co zrobiłam!!! Oto dowód, a raczej wycinek dowodu:



  • w ogóle łazić po mieście i korzystać z jego atrakcji;

  • Łaziłam i korzystałam. Co więcej: byłam w miejscach, w których nigdy wcześniej nie byłam i korzystałam z atrakcji, które do tej pory były mi obce.

  • przeczytać chociaż 6 książek;

  • Bez komentarza.

  • i te zaległe sprzed pół roku miesięczniki;

  • eeee... ale wrześniowy numer już skończyłam!

  • nie zadręczać się pierdołami;

  • No umówmy się. To jest niewykonalne przez 7 dni w tygodniu.

  • napisać coś poza postami na blogu;

  • Dużo maili w pracy piszę...

  • w ogóle więcej pisać;

  • Bardzo dużo tych maili piszę...

  • przyjmować utrudnienia ze spokojem.

  • Stoickim wręcz. Serio. To zaleta bycia w stanie łagodnej rezygnacji.

    Na koniec chciałabym zaznaczyć, iż powyższa lista była tendencyjna.

    8 komentarzy:

    1. ale, że bagażnik? ja myślałam, że on już zawsze będzie taki bez dna... :)

      OdpowiedzUsuń
    2. Ach, te usprawiedliwienia :) Jak ja to znam i więcej, zawsze znajdę takie wytłumaczenie, że potem wręcz jestem zadowolona, że tego czegoś zaplanowanego nie wykonałam.:)

      OdpowiedzUsuń
      Odpowiedzi
      1. Ale zaraz, zaraz, jakie wytłumaczenia? W trakcie realizacji planu zdałam sobie zwyczajnie sprawę z tego, że nie pomyślałam strategicznie, czytaj: długie, jesienne wieczory - krótkie jesienne popołudnia ;) Musisz przyznać, że to wytłumaczenie jest całkiem niezłe ;)

        Usuń
    3. a oprócz Wro na zdjęciach Kłodzko czy Bystrzyca?

      OdpowiedzUsuń
    4. Bystrzyca. Nie sprecyzowałam po jakim mieście mam chodzić i trzaskać foty ;)

      OdpowiedzUsuń
    5. No to się powtórzę, a jak wiesz nie lubię się powtarzać: No skąd ja to znam?:) Znowu rzeknę: siostro ma od postanowień i list:)

      OdpowiedzUsuń

    Copyright © 2014 serendipity , Blogger