poniedziałek, 10 września 2012

Scarlet's walk

Zasypiam z szemrzącą ulicą. 
Silniki samochodów, piski opon, śmiechy i rozmowy braministów a nawet brzęk tłuczonego szkła późną nocą jeszcze mnie nie irytują, jeszcze nie przeszkadzają.

To miasto otula mnie do snu, jak matka dziecko, swą najpiękniejszą kołysanką nocnych dźwięków. 

Dwa razy dziennie przechodzę przez swoje miejsce. Miejsce, w którym zawsze znajdywałam, choć nie szukałam. 
W tym miejscu mogę być każdą sobą, jaką byłam, jaką jestem. 
Mogę być tą, co prowadzi filozoficzne dysputy z piwem w ręku. Mogę być tą wylegującą się nieśpiesznie na trawie, tą zamyśloną patrzącą na nurt rzeki. Mogę być tą ze złamanym sercem, albo tą niewyobrażalnie szczęśliwą. Mogę być dziewczynką szukającą głowy w wieży. Mogę być to zasłuchaną, zamyśloną, zaczytaną. Tą co się śmieje i tą, co płacze. Mogę być tą z piątego miesiąca ciąży spacerującą po ogrodzie botanicznym  i tą pilną studentką kilka godzin stojącą pod fontanną, którą skrupulatnie opisuje według akademickich wytycznych. Mogę być tą, co zawsze stoi pod sceną z prawej strony w czasie koncertu. Nastolatką z Zorką przy oku, szkicownikiem w dłoni. Zapatrzoną na widok z wieży, zdejmującą różę z drzewa. 

Mogę być każdą sobą, jaką byłam, jaką jestem i mogę nie być żadną z nich. 
Mogę być tą tu i teraz.
I jestem.
Ulotnym spojrzeniem, efemeryczną myślą, dziecięcym zaskoczeniem, zamyślonym uśmiechem. 

Stara kamienica, drewniane schody. Klatka schodowa z każdym piętrem bardziej przyjazna, choć wciąż w opisanym i obdrapanym stanie. Ten odcinek swych codziennych spacerów lubię najmniej. 
Przekręcam klucz w zamku i wiem.
Jest miasto, jest oddech. 

12 komentarzy:

  1. Znalazłaś a raczej wróciłaś do swoich wrót czasu:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy jadę do swojego studenckiego, ukochanego miasta, i tuż po przekroczeniu drzwi dworca zachłysnę się zanieczyszczonym powietrzem - to wiem, że żyję! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Aż jestem ciekawa co to za miasto:))Paczucha

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To miasto niebieskich tramwajów, mostów i wysp, miasto nad rzeką na literę "o", miasto pomarańczowych krasnali i mistrza Polski, miasto w sam raz do spotkań :)

      Usuń
  4. Najważniejsze jest to, by być sobą. Nieważne w jakim wydaniu, 10 lat przed, 5 czy dziś. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Być sobą i czuć się ze sobą dobrze, być pogodzonym :)

      Usuń
  5. Zaczytałam się i zazdraszczam, bo ja chyba nie mam takiego miejsca na ziemi.Tyle lat tak przelotnie bywałam tu i ówdzie, że teraz, kiedy wydaje się, że w końcu osiadłam na stałe ciągle jeszcze nie czuję, że tu to jest to.
    A nawiązując do Twej poprzedniej notki, równie urokliwej, dodam, że ja w podróżach zawsze czułam się nieswojo, ale nie pamiętam, bym szczegolnie przeżywała moment, kiedy nareszcie wysiadam na swoim dworcu, w swoim mieście. Raczej tylko ulgę...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżdzę sobie po znów moim mieście i wciąż łapię się na tym, że gdziekolwiek jestem, to myślę sobie: "o, to moja ulubiona dzielnica". Prawda jest taka, że moje życie rozsiane jest po całym mieścia, a dobre wspomnienia powodują, że w większości jego miejsc czuję się, jak u siebie. Bo to miasto jest we mnie, a ja jestem w nim.

      Usuń
    2. Nawet nie wiem, jakie to uczucie. Stwierdzam to z żalem :((

      Usuń
    3. Może się kiedyś dowiesz? :)

      Usuń

Copyright © 2014 serendipity , Blogger